Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Memories of Murder. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Memories of Murder. Pokaż wszystkie posty

sobota, 15 sierpnia 2015

Warsztaty w Częstochowie + Memories of Murder #1

Bum.

Wpadłem do Częstochowy na zaproszenie Centrum Promocji Młodych w celu poprowadzenia warsztatów komiksowych. Tłumów nie było - w sumie to 8 osób - ale i tak było przesympatycznie. Ktoś przyjechał nawet specjalnie z Łodzi, żeby wziąć udział w warsztatach. Ślicznie.

Następnego dnia miałem trochę wolnego czasu przed powrotem do Gdańska, więc poszedłem zwiedzać. Zobaczyłem sporą grupę ludzi idącą energicznym marszem. Ktoś niósł duży krzyż, ktoś trzymał gitarę, ktoś tachał wielki głośnik. Wszyscy dziarsko śpiewali piosenki o Matce Boskiej i Jezusie.

Uśmiechnąłem się od ucha do ucha. "Ale fart", pomyślałem. Wpadłem do Częstochowy i zobaczyłem pielgrzymkę. Jest coś przeuroczego w samomanifestujących się stereotypach. Pewnie tak się czują ludzie, którzy jadą do Niemiec i przez przypadek trafiają na Oktoberfest.

Ale chwilę po pierwszej minęła mnie druga pielgrzymka. O równie dziarskim kroku i z równie dużą ilością Jezusa w sercach i na ustach.

A potem trzecia. I Czwarta.

Piąta.

Szósta.

Siódma...

Było ich tyle, że zrobiła się kolejka na Jasną Górę.

W mojej głowie zaczęła tworzyć się narracja. Wyobraziłem sobie miasto pełne zwykłych mieszkańców. Jak każde miasto. Jadących tramwajem do pracy. Idących z psem na spacer. Wieczorem wyskakujących na piwo do ulubionego pubu. Ale od rana do wieczora, DZIEŃ W DZIEŃ, ulicami maszerują rozentuzjazmowane do porzygu pielgrzymki, drące się przez megafony i szarpiące struny gitar, machające pociesznie przechodniom.

Przez chwilę czułem się, jakbym wpadł z wizytą do cudzego piekła.


 Niestety (ale chyba stety dla mieszkańców Częstochowy) okazało się, że po prostu za trzy dni (czyli dzisiaj) jest jakieś święto Matki Boskiej i trafiłem na sam początek wielkiego pochodu pielgrzymek. Następnego dnia miało być jeszcze gorzej. Albo lepiej. Zależy od perspektywy.


 Potem poszedłem do mojego rodzaju kościoła - na wystawę obrazów Zdzisława Beksińskiego. Powyższy obrazek przedstawia tylko UŁAMEK zajebistości, jaką jest obejrzenie obrazów mistrza na żywo. Wyszedłem stamtąd z uczuciem człowieka, który zamówił za duży obiad i się przejadł.

 - - - - -

Na deser wrzucę jeszcze garść szkiców kadrów z filmu "Memories of Murder". Z dedykacją dla mojej koleżanki Mychy, która strasznie się zajarała całym projektem.

Myk jest prosty - bierzecie dowolny film (najlepiej taki, który już obejrzeliście). Pauzujecie. Rysujecie scenę. Odtwarzacie. Przy zmianie ujęcia znowu pauzujecie. I rysujecie. I tak w kółko.
Ćwiczenie dobrze robi na kompozycję, kadrowanie i strukturę sceny - w którym momencie zacząć scenę. W którym ją skończyć. I daje okazję do porysowania dużej ilości różnych twarzy, różnych emocji, ludzi w różnych pozach i wielu innych rzeczy.

Pięć i pół minuty filmu zajęło mi 42 kadry i 3 strony szkicownika. Może kiedyś skończę cały (dwugodzinny) film.

Ha ha.

Może.






Sam film bardzo polecam. W ogóle mega polecam koreańską kinematografię, zwłaszcza, jeśli lubicie ciężkie kryminały. Koreańczycy są mistrzami dozowania napięcia - cicha i spokojna scena potrafi z sekundy na sekundę zamienić się w brutalną miazgę, po czym znowu wrócić do spokoju i ciszy. Co powoduje niesamowite napięcie przez cały czas oglądania filmu.

W życiu nie widziałem tak sugestywnego pchnięcia kogoś nożem, jak w "Panu Zemście". Przez chwilę zastanawiałem się, czy właśnie nie obejrzałem, jak kogoś autentycznie zadźgano.

Pycha.