sobota, 28 maja 2011

Dziś mojej przyjaciółce też było smutno + tor przeszkód dla parkulture


Kilka osób było zaciekawione moim zleceniem, o którym im opowiadałem, więc wrzucę tu kilka szkiców koncepcyjnych.
Grupa parkourowa Parkulture, dla której projektuję plakaty, tym razem zleciła mi zaprojektowanie toru przeszkód na ich międzynarodowy turniej swobodnego biegania, by mogli je dołączyć do pokazu dla potencjalnych sponsorów. Miałem z toru przeszkód zrobić miasto. Dorzuciłem kilka swoich własnych pomysłów i wyszło, co wyszło.
Niestety, lasery, bujające się ostrza, przepaście z naostrzonymi bambusami, baseny wypełnione piraniami i płonące obręcze nie przeszły. Ale pomysł płonącego budynku jako punktu wyjściowego tak.










piątek, 27 maja 2011

Dziś rozmawiałem z tatą


To chyba pierwszy komiks, po którego narysowaniu miałem naprawdę, naprawdę tęgą rozkminę, czy go w ogóle wrzucić do sieci. Jest bardzo osobisty i dotyka pewnych tematów, o których zwykle nie mówi się głośno.

Na Terapię już od jakiegoś czasu przestałem patrzeć przez własną perspektywę, a zacząłem widzieć ją oczami ogółu. Dlatego nie traktuję jej już tak bardzo osobiście. Co druga nowopoznana przeze mnie osoba pochodzi z rozbitej rodziny. Mośko z Damianem rozkminili kiedyś nawet, że słownikowe znaczenie "patologii" oznacza "odstępujący od normy". Dlatego, w naszych czasach, rodziny szczęśliwe i kochające się to właśnie rodziny patologiczne. Kiedy wszyscy na świecie oszaleli, a ty jesteś ostatnim przy zdrowych zmysłach człowiekiem na Ziemi, to ty jesteś nienormalny.

Dlatego też zdecydowałem się wrzucić powyższy pasek, ponieważ wiem, że wielu ludzi będzie się w stanie utożsamić z powyższą sytuacją.

Mojemu tacie zawdzięczam naprawdę wiele. To kawał fascynującego człowieka. To on wkręcił mnie w rysowanie komiksów, ergo nadał cel mojemu życiu. Jest on moim autorytetem w wielu dziedzinach. Ale akurat nie w tej. Brońcie bogowie, nie oceniam go. Każdy podejmuje własne decyzje, które na danym etapie swojego życia uważa za najsłuszniejsze. Jest, jak jest.
Zresztą, planuję kiedyś narysować pełnometrażowy album komiksowy o tym. Kompleksy na tle ojcowskim (Freud miałby ucztę), występowanie w teatrze ulicznym z rodzeństwem w wieku dwóch lat. Dzieci gubiące się na festiwalu, bo jakaś starsza pani chciała mieć własne dziecko, więc przygarnęła małego clowna. Żonglowanie synem na dwumetrowych szczudłach. I wiele innych przygód. Wtedy, to już wogóle nie będę patrzył na to, co osobiste, a co nie, będę rysował wszystko jak leci. Dlatego powyższy pasek uważam za taki pierwszy krok.




środa, 25 maja 2011

Dziś poszedłem na pocztę





Dziś kurier przyniósł mi paczkę


Mój szary promarker zmarł. Uczcijmy poczciwca trzema linijkami ciszy.

...

...

...

Dobra.

Zamiast niego nałożyłem więc po prostu photoshopowe szarości. Tak jest nawet chyba lepiej.

Paczkę otworzyłem po jakichś trzech dniach w końcu. Patrzyłem na nią codziennie i miałem zupełnie wyjebane.

A teraz apel do ludzi, którzy próbują mnie pocieszyć. Nie próbujcie mnie pocieszyć. Bo poodgryzam głowy. Sami pewnie kiedyś straciliście kogoś bliskiego i wiecie, że to wcale nie pomaga, a tylko wkurwia.
Albo to ja tak tylko mam.
Tak czy tak, nie mam depresji, nie oglądam całymi dniami dna butelki, nie ćpam et cetera (chociaż opycham się słodyczami, ale to standard akurat). Mam się całkiem dobrze, ot, trochę cześciej zdarza mi się przystać i zamyśleć, zapatrzeć w dal. "Terapię" faszeruję swoimi przemyśleniami i poddaję je pewnemu wyolbrzymieniu. Nie bierzcie jej aż tak dosłownie, bo to tak, jakbyście wyrzucili całego arbuza przez to, że ma w środku garść pestek. To tylko mały wycinek mojego życia. Akurat tak się składa, że ten smutniejszy. Takie było zamierzenie.

Więc tak.

Nie pocieszajcie mnie. Bo komuś odgryzę głowę.



poniedziałek, 23 maja 2011

Dziś ściąłem dredy




Dziś spotkałem wyjątkową dziewczynę




Dostałem od Teenna i Kumiko cycki na pocieszenie. Jestem nimi autentycznie przerażony. Ale przerażenie odbiega od smutku, więc jest to zdecydowanie forma pocieszenia.
Dziękuję ślicznie!





sobota, 21 maja 2011

Dziś życie toczyło się dalej



P.S. - Obiecany link do Facebooka zespołu, któremu robiłem plakat. Nic tam chwilowo nie ma, ale w przyszłości pewnikiem będzie można znaleźć namiary na ich koncerty.

czwartek, 19 maja 2011

Dziś zerwałem z dziewczyną + Dziś kupiłem swoją pierwszą paczkę

Zerwałem z kobietą mojego życia.

Chyba każdy kiedyś przez to przechodził. Wałęsanie się w kółko, bez celu, z martwym spojrzeniem utkwionym w rojące się w głowie myśli. Nieudolne próby uporania się z codziennością, bo świat idzie do przodu, choćbyś udawał, że wcale nie. Festiwale ciężkiego wzdychania i koncerty smutnej ciszy.
W ramach terapii zacząłem przelewać natarczywe myśli na papier, bo nie mogłem już znieść gapienia się w monitor. Teraz całymi dniami rysuję smutne komiksiki, w ciągu jednego wieczoru jestem w stanie naprodukować takich nawet pięć. Powinienem częściej zrywać z najważniejszymi dla mnie osobami na świecie!
Hahaha hahaha ha ha!
Tak.

No więc chyba każdy z nas przez to przechodził, pomyślałem więc, że może poniższe komiksy przyniosą otuchę jakimś zbłąkanym duszyczkom i pomogą im, tak jak mi, naprostować się i odzyskać swoje zmysly.

Zapraszam zatem na codzienną dawkę słodko-gorzkiej depresji. Ja stawiam! Dzisiaj dwa paski, codziennie będę wrzucał nowy, aż do wyczerpania się zapasów. Czyli prawdopodobnie aż do zakończenia kuracji.






A w bonusie jeszcze plakat zaprzyjaźnionego zespołu - The Long Road and the Orchestra of Strangers, który grywa na Gdańskiej ulicy Długiej. Bardzo prawdopodobnie, że będziecie mogli je zobaczyć porozwieszane po Gdańsku.
Z tego co wiem, najcześciej można ich posłuchać w Krugerze, który mieści się tuż przy tej zacnej ulicy. Jak tylko założą sobie Facebooka, to ich podlinkuję.




Jestem przerażony, bo rysowanie tych kamieniczek jest potwornie czasochłonne, a ostatnich kilkadziesiąt stron "Tramwaju" będzie toczyć się właśnie pośród nich. Ahoj harówo!

Tyle.


środa, 18 maja 2011

Relacja z Komiksowej Warszawy 2011

Chmielny doping przed meczem koszykówki wydawcy vs reszta świata.

Im lepiej człowiek się bawi, tym szybciej mija czas i tym bardziej by chciał do niego powrócić. Na tegorocznej Komiksowej Warszawie bawiłem się wyśmienicie, ale głównie ze względu na jak zwykle doborowe towarzystwo i z dawna niewidziane, wyszczerzone mordy, niż festiwalową atmosferę.
W tym roku w czasie FKW, pomimo pojawienia się piątku trzynastego podczas trwania festiwalu, nie wydarzyła się żadna znacząca tragedia, poza odbyciem się afterparty nie w tym miejscu, w którym pierwotnie planowano, przez co Bitwy Komiksowe organizowane były w malutkiej i dusznej sali, gdzie nie było nawet jak zatańczyć. Ale nie chowam urazy do organizatorów, bo wiem, że to nie z ich winy.


Dumna autorka i jej pierwsze współdzieło w druku.

Nie wiem, jak to wyglądało z perspektywy organizatorów, ale z mojego punktu widzenia, zwykłego festiwalowicza, fuzja z wielkimi Targami Książek przyniosła więcej złego, niż dobrego. Owszem, Pałac Kultury był wyśmienitą lokalizacją, ale w jego trzewiach stoiska z komiksami ginęły na tle korytarzy i korytarzy i pięter i korytarzy książko wystawodawców. Co miało swoje znaczne plusy, bo z dziewczynami przekopywaliśmy się przez całe regały skandalicznie tanich książek (Roland Topor!).
By dotrzeć do sali, gdzie odbywały się prelekcje, trzeba było pokonać kilka klatek schodowych, co samo w sobie mi nie przeszkadzało, ale zaowocowało znikomą liczbą ludzi je odwiedzających. I byli to w dużej mierze znajomi ludzi siedzących po drugiej stronie projektora. A nie tak miało być, bo celem fuzji było właśnie spędzenie ludzi na codzień nie związanych z komiksem. Może na innych panelach było więcej ludzi, nie wiem. Mówię tylko o tych, na których sam byłem, a byłem na nie wielu, bo łacniej nam było wyruszyć z piwem w plener, by chwycić piękną pogodę za gardło i spijając powoli chmielowe trunki pod mostem Śląsko-Dąbrowskim kosztować życia meneli i obserwować spokojnie pływające po Wiśle w te i we wte patrolówki policyjne.


Pod mostem Śląsko-Dąbrowskim. Tylny rząd od lewej: Siloth zwany kuzynem Szymonem, Arkani, Oluta i Luna, przedni rząd: Ret, Mośko i Kikas.

20zł za całofestiwalowy bilet też nie pomagał. Gdyby festiwal przykuł moją uwagę czymś konkretnym, przymknąłbym na tę cenę oko, ale trudno mi ją przeboleć w chwili, gdy w Pałacu Kultury i Gniewu spędziłem ledwie kilka chwil. Z uśmiechem wspominam ubiegłoroczne KW, gdzie na miejscu festiwalu można było zakupić piwo i usiąść sobie w pustym basenie, jednym uchem słuchając znajomych, a drugim toczących się na scenie prelekcji, dzięki czemu byłem praktycznie na wszystkich prelekcjach i będę mógł opowiadać wnukom o "Bitwie o Komiks Kobiecy".

Podsumowując, jak na każdym zjeździe Komiksowa, bawiłem się wybornie, ale tym razem nie czułem tego zapachu festiwalu unoszącego się w powietrzu, czego mi trochę brakowało. Jestem ciekaw, jakie wnioski Polskie Stowarzyszenie Komiksu wyciągnie z tegorocznego FKW i co nam zaoferuje za rok.

TUTAJ znajdziecie wszystkie zdjęcia z festiwalu z perspektywy mojego aparatu.

A TUTAJ znajdziecie videorelację z Bitew Komiksowych na afterparty. Widać nawet, jak przegrywam z Łukaszem Okólskim.

Poniżej trzy komiksy, które narysowaliśmy w drodze do stolicy.





Proszę zwrócić uwagę na to, że na każdym kadrze chrabąszcz wyglada inaczej. Magia!


Jak zwykle, gdy zjedzie się większa grupa znajomych, ukuło się kilka hermetycznych memów. Jednym z nich było hasło "brokat", które zastąpiło słowo "suchar", z tego powodu, że doszliśmy do wniosku (nie ważne jak), iż brokat produkowany jest z czerstwych dowcipów Kikasa. To tak tytułem wstępu do poniższego dzieła.


No. To do zobaczenia na Gdańskim BFK, mam nadzieję.

P.S. - Nie krojcie szynki za cieńko.



poniedziałek, 9 maja 2011

Tramwaj sneak peek 3 + Dalia i Vincent

Na początek - kolejny, mały sneak peek "Tramwaju". Dwa szkice koncepcyjne kanarów i jeden, wytuszowany już, kadr.
Kadry, które wam dotąd pokazywałem, mogą wydawać się nieciekawe. Stojący tramwaj, jadący tramwaj, ludzie stojący w stojącym tramwaju, ludzie stojący w jadącym tramwaju. Zwyczajnie nie chcę odkrywać wam za dużego rąbka tajemnicy i pokazuję, co mogę.



Ostatnio, oglądając Chowdera, zacząłem sobie trochę szkicować. 10 punktów dla domu każdego, kto odgadnie, jakie dwa odcinki oglądałem w czasie rysowania (losowa kobieta jest nieistotna).


Ach, Chowder. Jak ja go uwielbiam.
Po chwili w głowie zaroił mi się pomysł, który musiałem przelać na papier. Nakreśliłem dwie postacie z uniwersum Chowdera, które występowałyby w jego off-spinie.
Oto Dalia, ekstrawagancka i do cna pojebana arcyartystka i alkoholiczka eksperymentująca z narkotykami, pod których wpływem napieprza farbę szpachlą, rzeźbi młotem pneumatycznym w betonie, wypala tatuaże krowom i rysuje kredkami po ścianie w kuchni. Gdyby miała penisa, malowałaby nimi obrazy.
Terminuje u niej Vincent, który uciekł z cyrku, gdzie szkolił się na clowna. Teraz, pod pilnym (oraz spitym i śćpanym) okiem Dalii, uczy się rysunku i malarstwa. Jest rozchisteryzowanym, paranoidalnym kłębkiem nerwów na skraju załamania nerwowego, cierpiącym na depresję maniakalną. Unika ludzi i boi się krytyki. Kiedy coś nie idzie po jego myśli, zamyka się w pokoju i kiwając się nad kartką papieru, rysuje uśmiechnięte patyczaki i wesołe słoneczka.


Tego...wszystkie podobieństwa do realnych osób fizycznych są całkowicie przypadkowe. Kto wie, może kiedyś zrobię coś z tym pomysłem, bo część dnia powszechnego podświadomie trawię na wymyślaniu kolejnych odcinków serialu animowanego.

Na koniec jeszcze dwa urodzinowe prezenty, kolejna strona ze szkicownika i fan art animowanego serialu claymotion "Moral Orel". Jeszcze przy żadnym serialu szczęka tak często mi nie opadała i nie wybałuszałem tak oczu. Pierwszy sezon jest świetny, drugi jest jeszcze lepszy, a o poziomie scenariusza trzeciego krążą po internecie legendy. Całkowicie polecam, najlepsza rzecz, jaką w tym roku widziałem.