wtorek, 29 marca 2011

Piwo Komiksowe i Gdyński konwent planszówek GRAMY!


Oluta pojechała, więc mogę spokojnie przysiąść do notki na Kreskotoku.

Sporo rzeczy się wydarzyło w ostatnim tygodniu. W skrócie: spłodziliśmy kilka stron komiksu na Piwie Komiksowym i młóciliśmy przez cały weekend w gry planszowe.

Autorzy - Kikas, Luna, Mośko, Iquorek, Oluta oraz ja.




W dniach 26-27 marca odbył się Gdyński konwent gier planszowych GRAMY. Ponad 400 różnych gier do wypożyczenia, kilka sal zawalonych stołami uginającymi się od kolorowych żetonów, pięknych figurek i ogromnych planszy (wystarczyło, żebym przeszedł się wzdłuż rzędu stołów, by zaświeciły mi się oczy). Do tego trochę turniejów i loteria z nagrodami. Ahoj przygodo!
Zabraliśmy się tam całą ekipą i bawiliśmy się wyśmienicie, czy to oszukując przy Munchkinie, czy podbijając Japonię za pomocą żetonów, czy to krzycząc na całą salę "JENGA!" (chociaż nie graliśmy w Jengę). Relacji robić nie będę, ale dla amatorów planszówek chciałbym polecić kilka pozycji, na które się natknąłem w czasie konwentu, a które przybadły mi do gustu.

Samurai

Gra logiczna Reinera Knizi. Celnie komentują Ci, którzy porównują Samuraja do szachów. Od 2 do 4 graczy podbija podzieloną na heksy Japonię za pomocą dwudziestu heksagonalnych żetonów o różnej sile i sposobie działania.
Celem gry jest otaczanie żetonami miast i wiosek, zamieszkanych przez figurki przedstawiające trzy klasy społeczne: hełmy (hatifnaty, jak je nazywaliśmy), pola ryżowe (ciasta) i buddy (buddy). Gdy miasto lub wioska zostaną całkowicie otoczone od strony lądu, pionki są zabierane przez tego z graczy, którego żetony przylegające do danej miejscowości najwyżej się sumują.
Zasady są bardzo proste, ale oferują emocjonującą rozgrywkę, bogatą w planowanie i analizę ruchów przeciwników. Każdy gracz ma identyczną armię, co na wyższym poziomie rozgrywki umożliwia przewidywanie ruchów przeciwnika po tym, jakie jednostki postawił na planszy, a jakie mu zostały do dyspozycji.
Jedyne, co mogę zarzucić tej grze, to cena. Za 120-130 zł spodziewałbym się o wiele lepszego wydania. Figurki są ładne, ale sama plansza i żetony mogłyby być lepiej ujęte graficznie. Są czytelne i nie przeszkadzają w rozgrywce, tylko tyle dobrego mogę o nich powiedzieć. Rozumiem, że autorzy celowali w styl graficzny epoki i nawet im się to udało, ale zbyt biednie to wygląda jak za taką cenę.
Gdyby nie wysoki stosunek ceny do jakości, to kupiłbym Samuraja w ciemno. A póki co jeszcze się wacham, choć stoi on w moim top 3 "planszówek do kupienia".


Modern Art

Ten sam autor, zupełnie inny model rozgrywki. Czysta licytacja. Znowu - proste zasady dające duże pole do manewru. Każdy z graczy (od 3 do 5) prowadzi galerię sztuki, która skupuje obrazy, a na koniec każdej rundy sprzedaje je z zyskiem (lub nie) do banku. Gracze w rundzie kolejno wystawiają na licytacji karty obrazów pięciu różnych malarzy ze swojej ręki. Trybów licytacji jest sporo i każdy jest inny. Im więcej obrazów danego malarza pójdzie w rundzie pod młotek, tym za drożej sprzedadzą się na koniec rundy. Rozgrywka trwa 4 rundy, po czym wygrywa gracz, który będzie mógł wypełnić mamoną najwięcej basenów i histerycznie śmiać się z przegranych.
"Modern art" dostarcza sporo emocji, jest bardzo szybka i dynamiczna. Żadnych przestojów, gracze nigdy nie czekają na swoją turę, jak w niektórych grach, tylko aktywnie biorą udział we wszystkich licytacjach, czy to chcąc kupić obraz wystawiony przez siebie, czy innego gracza, czy tylko robiąc sztuczny tłok, chcąc podbić cenę tak, by przeciwnika zabolała kieszeń.
Znowu, cena trochę wysoka jak na to, co znajduje się w pudełku. 100zł za talię kart, 5 zasłonek i garść żetonów monet to sporo, ale w przeciwieństwie do "Samuraja", "Modern Art" jest wydany prześlicznie. Komu na co gazowane napoje, alkohol, słodycze i mięso? Kupcie "Modern Art" i nie będziecie żałować. Nawet, jeśli przez dwa tygodnie będziecie żyli o chlebie i wodzie. Inwestycja z pewnością się zwróci.


Poza powyższymi dwoma graliśmy jeszcze w "Munchkina", "7 Cudów Świata", "Dobble" i kilka innych. Wszystkie sprawiły mi sporo emocji i czystej, skondensowanej radochy (zwłaszcza Munchkin i Dobble), ale raczej bym ich sam nie kupił.



A 2 kwietnia, w Warszawskiej kawiarni Tel-Aviv, premiera nowego "Kolektywu", "Scientii Occulty" i "Cafe Budapeszt". Wszystkie komiksy, z tego, co mi wiadomo, da się zakupić po niższych cenach. Do tego, jak piszą sami organizatorzy, "lasery, bajery, morska piana i koszerne zapiekanki!". Mnie samego tam nie będzie (chociaż będzie mnie reprezentować Oluta :0), ale sporo komiksiarzy zapowiedziało swoją obecność.


Na koniec jeszcze pocztówka, którą wysłałem Olucie (a która dotarła po tym, jak Oluta wróciła z Gdańska do Warszawy, bądź przeklęta, poczto Polska) i obrazek, który jej dałem. Porzygać się można ze szczęścia.





P.S. - Obiecane szkice koncepcyjne i przykładowe kadry z "Tramwaju" będą. Cierpliwości.



środa, 16 marca 2011

Parkour hero

Co robiłem przez ostatnie pare tygodni? Dobre pytanie.

Dobre pytanie.

Nie pamiętam.

Poza tym dostałem zlecenie na zaprojektowanie trójki superbohaterów i przerobienie ich na serię plakatów dla grupy Parkourowej.

Poniżej kilka pierwszych conceptartów. Siłowałem się z pomysłem i przelewałem na papier co mi ślina przyniosła do głowy. Na tym etapie zastanawiałem się; co jest ważniejsze przy projektowaniu superbohatera? Styl, czy wiarygodność? Peleryna Batmana jest jego symbolem i wygląda zajebiście powiewając na wietrze. Ale jest niedorzeczna, jeśli wziąć pod uwagę bieganie po dachach i walkę wręcz. Dać bohaterowi obcisły, lateksowy strój? Niby jest funkcjonalny, ale skąd na bogów normalny człowiek wziąłby coś takiego (chyba, że ma magiczny pierścień, który tworzy mu strój, albo babcię biegłą w sztuce igły)?
Na tym etapie tworzenia postaci trzeba się zastanowić, co jest dla Ciebie ważniejsze - styl, czy wiarygodność. Ogólnie uważa się, że "style over substance" nie jest najlepszym kierunkiem, (vide projekty postaci Liefielda, ahihihi) ale nie chcemy też wyłącznie suchej i nudnej treści. Nie powinno się więc przesadzać i pójść tylko w jedną stronę. Długie szaliki świetnie się rysuje i wyglądają "cool", ale zupełnie się nie nadają do sztuki swobodnego biegu, z drugiej strony nie chcemy, by nasi bohaterowie biegali w szarych dresach, koniec końców to postać fikcyjna, masz ołówek i kartkę. Baw się! TY tu jesteś bogiem.




Po zrobieniu kilku wstępnych szkiców doszedłem do wniosku, że nie chcę tworzyć superbohaterów. Chcę zwykłych ludzi, zmęczonych niesprawiedliwością, którzy doszli do wniosku, że włożenie maski i obicie paru gangsterkish mord poprawi im dzień. Chciałem stworzyć im kostiumy, które każdy dałby radę zrobić na własną rękę. To nadałoby im jednocześnie realności i pewnego odrealnienia. Jak małe dzieci ubrane w pocięty karton, które bawią się w roboty. Żadnego lateksu i żadnych peleryn.

Zrobiłem więc trochę bardziej konkretne szkice koncepcyjne.


Pierwszy przypadł mi do gustu i wiedziałem, że uderzyłem we właściwe nuty. Za to kolejne dwa były jak mleko, które leży zbyt długo w lodówce. Pachnie i smakuje w porządku...ale 'coś' jest z nim nie tak.



Oprócz trzeciego szkicu. Trzeci był po prostu kartonem skwaśniałego mleka.

Potrzebowałem zebrać moje myśli, więc odszedłem na chwilę od projektu (czyt. dokończyłem komiks do Kolektywu, a potem pojechałem do Oluty na dwa tygodnie). Po dłuższej przerwie, ze świeżym spojrzeniem i pomysłami wyciakającymi mi przez ucho, zabrałem się do pracy.


Urban (nazwa robocza, myślę nad czymś lepszym) to po prostu ten sam szkic, tylko lepiej wykonany. Pomysł naprawdę mi się podobał i w miarę rysowania jego historia sama rozwijała mi się w głowie. Jest najstarszy z grupy i na codzień pracuje w salonie tatuażu. Jego ojciec był wojskowym weteranem i pijakiem, który wypchał synowi głowę nienawiścią do ludzi i wiedzą o broni i walce. To, w połączeniu z jego problemem opanowywania gniewu, tworzy z niego beczkę prochu, gotową wybuchnąć w każdej chwili. Dlatego skacze po dachach w narciarskich goglach i z naostrzonymi na brzytwy ostrzami od łyżew przyczepionymi do przedramieni - kopanie tyłków koi jego nerwy.


Owl odpowiada za informacje. To afroamerykanin zafascynowany kulturą dalekiego wschodu. Posiada szeroką sieć informatorów w postaci bezdomnych żebraków, żuli i nawet kilku członków różnych gangów, których nazywa "swoimi małymi sówkami". Wymienia z nimi informacje za pomocą szyfrowanych graffitti w ustalonych punktach miasta. Bardzo wprawny w sztuce kendo, przedkłada jednak krycie się w cieniu i obserwacją przeciwnika nad machaniem bambusowym mieczem. Na codzień dostawca pizzy.
Zakryłem każdy cal jego skóry i okryłem twarz maską do fechtunku, by nadać mu tajemniczy, nieprzenikniony wygląd.


Kite, jako córka bogatego przedsiębiorcy, dostarcza grupie pieniądze na sprzęt, opłacanie informatorów i przekupowanie policji, by przymknęła oko na coponiektóre ich wybryki. Zawsze uśmiechnięta i ciekawska, wiecznie pakująca się w kłopoty. Prawdopodobnie najwprawniejsza z trójki w sztuce wolnego biegu, zawsze kręcąca salta w oczekiwaniu na poklask. Jako rozpieszczona jedynaczka często zadziera nosa i zawsze chce postawić na swoim.


Zleceniodawca powiedział, że Kite jest za mało seksowna i wygląda jak dziecko. Dodałem jej więc "nieco" krągłości. Cóż, widzę, że do zawodu superbohaterki dodają figurę klepsydry gratis. I tak, tak, Kite to Oluta (ze szczyptą porad stylistycznych od Cietrzewia). Guilty of charge.

Miałem za zadanie jedynie stworzyć wizerunek trójki bohaterów i umieścić ich na paru plakatach, ale po stworzeniu im historii (które tak naprawdę wychodziły same w miarę rysowania) lepiej rozumiem same postacie, ergo lepiej mi się je rysuje.

Na koniec zostawię was jeszcze ze wstępnym szkicem pierwszego plakatu.


Ostatnio miałem trochę wolnego czasu i wróciłem do mojego albumu komiksowego o tramwajach. Wpadnijcie na dniach, to może wrzucę kilka szkiców bohaterów, może kilka przykładowych kadrów. Kto wie.

P.S. - W najnowszym, marcowym numerze Wrocławskiej "Gazety Młodych" jest jeden z moich Stripfieldowych pasków. TU macie spis miejsc, gdzie możecie znaleść ją w wersji papierowej (za darmo, to pismo niekomercyjne), za to TU możecie obejrzeć całość w wersji online.

piątek, 11 marca 2011

Postświętnie

Garść prezentów gwiazdkowych, które swojego czasu w Grudniu rysowałem + portrecik na końcu.













poniedziałek, 7 marca 2011

Przyjaźń Marzec 2011


Zorganizowałem międzymiastowe Piwo Komiksowe. Miał przyjechać Teenn z Kumiko, ale się rozchorował (ma tupet), a Kumiko nie chciała się ruszać bez swojego ochroniarza. Za to przyjechał Serv.

Sto lat Kikas. Jesteś nieodłącznym elementem każdego Piwa Komiksowego. Żyj nam długo i holo...to znaczy ciesz się życiem.

Autorzy: Magda, Monika, Kikas, Luna, Serv, Iquorek, Imana, Mośko, Kanister. I ja.




Kikas, Jeździec Tyranozaurów by Iquorek




Na KW premiera drugiego (zaraz po pierwszym) albumu Dema - "Brak Zrozumienia dla Mangi". Jedna ze stron należy do mnie. Cena ma wynosić 10zł, ale na samym festiwalu chyba da się go dorwać za 8zł (nie jestem pewien). Cóż mam rzec - jeśli lubicie jego poczucie humoru, to jest to więcej Dema. Na papierze. Ja osobiście jestem jego wentylatorem.



I jeszcze zaległy prezent urodzinowy dla Luny.


Mam jeszcze garść różnych artów, których tu nie wrzucałem. Więc wpadnijcie na dniach.


piątek, 4 marca 2011

#8 Kolektyw + kilka drobiazgów

Sporo rzeczy do wrzucenia. Sporo rzeczy. Zacznę więc od tych najnowszych, a na dniach dodam kilka starszych prac. Zresztą, większość możecie już znaleźć na moim deviantArcie.



Dolna Półka podała już spis treści i pokazała przykładowe strony nadchodzącego, ósmego już, Kolektywu. Tematem przewodnim jest, jak widać na załączonej okładce autorstwa nieocenionego Śledzia, "Kontakt". W tym numerze trochę mniej serii, za to cała masa shortów.
Jeśli, tak jak ja, nie możecie się doczekać kolejnego odcinka "Miski Owoców", dotykacie się oglądając kreskę Garstkowiaka i jesteście ciekawi, na ile różnych sposobów scenarzyści i rysownicy podeszli do tematu przewodniego, to powinniście odłożyć już te kilkanaście złotych na premierę, która ma być na festiwalu Komiksowa Warszawa. Cena podana na stronie wynosi 16zł, ale tradycyjnie na samym festiwalu da radę dorwać Kolektyw za kilka złotych mniej.
A poniżej kilka kadrów z mojego komiksu, który znajdziecie w Kontakcie, pt. "Wietnam".



Z okazji Komiksowej Warszawy powstaje także antologia komiksowa skierowana, z tego co wiem, do młodzieży, do której, wraz z Olutą, przyłożyliśmy ręce. Poniżej parę kadrów.


Explosions are funny to draw.




Hipster Mundo! Od dawna chciałem zrobić jakiś fanart League of Legends. Może zrobię więcej, kto wie. Nie ja.
MUNDO GOES WHERE HE PLEASES!



A tu Olutowy prezent urodzinowy. Około 50h roboty. Jedna z najbardziej stresujących rzeczy, nad którymi pracowałem. Tona nerwów i sterta poobgryzanych do krwi paznokci. Pod koniec chciało mi się już tylko wymiotować. Pracowałem nad tym bardzo intensywnie, po 8-10h w ciągu 4-5 dni.
Próba sportretowania tej samej osoby na 36 różnych sposobów (no, 34) to olbrzymia masa zabawy. Większość powyższych jest przerysowana częściowo ze zdjęć, część jest rysowana z głowy. Wiele z nich obrazuje bardzo hermetyczne inside dżołki, więc nie pytajcie mnie, o co chodzi.
Całość chciałem pokolorować i wydrukować, ale po całym dniu siedzenia w photoshopie, czterech różnych podejściach do kolorystki i biciu się w żołądek skoncentrowaną pięścią frustracji, zostawiłem to w oryginalnej wersji czarno-białej. Wynik końcowy to chyba 70x100cm, nie pamiętam dokładnie.


środa, 2 marca 2011

Zdjęcie

Hej ho! Mało ode mnie słychać w internecie. Ale wierzcie mi, jestem porządnie zapracowany. Za kilka dnia wrzucę tu kilka rzeczy, nad którymi teraz siedzę.

A tymczasem, coś, co dawno temu obiecałem - komiks, który zrobiliśmy razem z koko do Kolektywu #6. Pomimo tego, że się nie dostał, ciągle uważam, że wyszedł nieźle. Tak, ma swoje problemy - historia jest mocno zamotana i powinna być rozpisana na kilka stron więcej, bo ledwo się zmieściła w tych kilku. Ale w sumie taka miała być. Pisząc ją celowałem w Lynchowskie klimaty.
Koko odwalił porządną robotę przy rysunku, ale mam wrażenie, że komiks nie jest w jego stylu. Znamy go z lekkich historii, które kładą nacisk na rozrywkę i humor, i w takich historiach najlepiej się sprawdza koko (ale założę się, że dobrze się bawił przy scenie erotycznej, ahihihi).
Huh, zachowałem się więc trochę egoistycznie. Następnym razem wezmę pod uwagę preferencje rysownika, pisząc scenariusz (o ile kiedyś znowu będę z kimś współpracować, bo naprawdę za tym nie przepadam).