poniedziałek, 24 marca 2014

KOSZULKI!





WOOOoooOOoooo! EKSCYTACJA!

Odkreślam kolejną pozycję z bucket lista, bo już teraz MOŻECIE KUPOWAĆ KOSZULKI Z MOIMI GRAFIKAMI! Widzicie tego zajebistego Upadłego Paladyna Tęczy?! MOŻESZ GO MIEĆ NA KOSZULCE!




Nawiązałem współpracę z internetowym sklepem koszulka.tv, która sprzedaje też koszulki Dema, Głosów w Mojej Głowie, chłopaków z KOPSa i w ogóle sporej liczby innych komiksiarzy. Mam póki co tylko dwa wzory do wyboru, ale dosłownie na dniach pojawi się trzeci. A potem kto wie? Będę dodawał stopniowo nowe.

Koszulki są do dostania tutaj - www.spell.koszulka.tv

WOOOooOOOOooo! EKSCYTACJAAAAaaaAAaaa!












wtorek, 18 marca 2014

Fantasy od kuchni (he he)


A więc tak czuje się człowiek, który poprzedniej nocy zarobił bułę w ryj, żeby następnego dnia obudzić się z opuchlizną wielkości przejrzałego arbuza i brakiem czucia w połowie twarzy.

Ja nie wiem. "Chowder" to moja najukochańsza kreskówka. Ścisłe top jeden. Sporą częścią mojego do niej afektu jest estetyka całości. I idea, która jest punktem wyjściowym wszystkiego i która wszystko spina - kuchnia. Cały serial kręci sie wokół kuchni i gotowania. A ja mam dużą słabość do gotowania.

Z drugiej strony mamy fantasy. Czuję się w tych klimatach jak w domu. Wychowywałem się na książkach i grach video kreujących barwne, fantastyczne światy. Ba, sam je kreowałem - jako Mistrz Gry. Niezliczone godziny prowadząc RPGowe drużyny po podziemiach i miastach, lasach i ruinach. Opisując wypruwanie flaków po stokroć, za każdym razem starając się opisać to na nowo.

 A gdyby tak te dwie rzeczy...no wiecie...?

Istnieje chyba jeszcze starszy szkic tego kolesia z sitko-hełmem, w jakimś zapomnianym przez bogów notatniku. Nie wiem. Od bardzo dawna bawił mnie pomysł uzbrajania rycerzy w utensylia kuchenne.

Wszystko zaczęło się od luźnych szkiców. Zawsze lubiłem rysować różnych wojowników. Raz pod wpływem chwili narysowałem rycerza okutanego w zbroje z garnków. Bo czemu nie? Pomyślałem, że takie duże sitko byłoby bardzo zabawne w roli przedniej części hełmu. Reszta sama poszła.

Fast forward kilka lat na przód. Nie mam co robić. Mam otwartego photoshopa. Ale co narysować? Przypomniały mi się zabawne rycerzyki odziane w gary.

Więc zaprojektowałem jednego. Potem drugiego. Trzeciego. I czwartego. I nim się obejrzałem...



Bum.

Miałem wstępny projekt mapy całego świata, a głowę wypełnioną pomysłami na historie jak ul pełen rozwścieczonych pszczół, które desperacko chcą się wydostać i pogryźć POGRYŹĆ WSZYSTKO CO UMIE UTRZYMAĆ KOMIKS W RĘKACH.

...

Chociaż jeśli jesteś inwalidą i masz niesprawne ręce...ale umiesz czytać...

Dobra, nieważne.



Odniesienie do uderzenia w twarz na początku tego wpisu jest zresztą nieprzypadkowe. Bo o ile cały proces światotworzenia jest rozkosznie ekscytujący - czuję się, jakby ktoś zrobił w mojej głowie imprezę, na którą porozsyłał zaproszenia na Facebooku i naprawdę mamo, ja nie wiedziałem, że przyjdzie tyle osób, i one zaproszą więcej osób! MAMO.

To pomimo wszystko cały proces jest dość bolesny pod jednym, pewnym względem. Skończyłem jeden komiks (ale o tym więcej, jak zdobędę na 100% pewność, kiedy się ukaże) i jestem w tym momencie, w którym każdy autor prędzej czy później się znajduje. Przez ostatnie pare lat jechałem pociągiem, który miał jedną destynację - skończenie komiksu. W końcu wysiadłem na ostatniej stacji. I stoję teraz z walizką, płaszcz pod pachą. I rozglądam się. Oszołomiony otwartą przestrzenią. I nowymi możliwościami.


Sęk w tym, że od LAT w głowie dojrzewają mi, jak dobre wino, pomysły na nowe albumy. Pomysły ambitne. Soczyste i gotowe do zerwania z drzewa. I nagle pojawia się taki nowy pomysł, jak kokietka w sali pełnej sparciałych pasków.

I gryzę się po wargach.

I myślę.

I powoli dochodzę do wniosku, że w polskim komiksie jest masa doskonałych twórców komiksów dla dojrzałego czytelnika. Skutników, Chmielewskich (tak jakby to nawet sztuk dwa), Turków i całej masy innych, jak jakaś galeria złoczyńców Batmana. A takich Śledziów, na którego Swobodnym Osiedlu wychowało się całe pokolenie...to mało jest. A jeśli chodzi o fantasy, to chyba tylko Thorgal jest. A on i tak tylko w połowie polski.
Była "Pierwsza Brygada", która miała potencjał, jakiego chyba jeszcze NIGDY nie miał żaden inny polski komiks w tej dziedzinie. I *odgłos pierdzenia ustami*. Padła po pierwszym tomie. Za każdym razem, jak wodzę wzrokiem po mojej kolekcji komiksów i zatrzymuję się spojrzeniem na grzbiecie Brygady, robi mi się smutno.



Brakuje mi czegoś takiego, co jest wręcz mainstreamem we frankońskim komiksie. Solidnego, młodzieżowego fantasy. Magii i miecza, podanych na nie tolkienowskim talerzu. Z intrygą. Akcją. Oblanym gęstą jak flegma bezdomnego TAJEMNICĄ. Która oferuje czytelnikowi odkrywanie czegoś nieznanego. Nowego.



Może mi to zaraz wszystko przejdzie i wrócę do moich konceptów na komiksy dla starych i zgorzkniałych ludzi. Ale póki co, to jestem strasznie nakręcony na...to. To wszystko *rozpościera ręce*.

Hm

Jeszcze zobaczymy.




 P.S. - Jestem naprawdę ciekaw waszej opinii. Czy czytalibyście takie mocno niestandardowe, ale jednak koniec-końców, fantasy? Czy wam też czegoś takiego brakuje w polskim komiksie? A może się ze mną nie zgadzacie i uważacie, że plotę bzdury? Zostawcie komentarz!