Zgadzam się, nowa lokalizacja słabsza od głównego miasta. Niestety podobno organizatorom się podobało i tak już zostanie. Ale może w przyszłym roku na placu wałowym zrobi się małe miasteczko festiwalowe - budki z hotdogami i watą cukrową i inne cyrki. Japończycy faktycznie najlepsi, chociaż mieli słabą konkurencję więc nie było trudno. Rosyjski brainfuck z rybą był dobry, ale za długi, podobnie The Station - na bogów ile czasu można oglądać nieme gagi? No i smok artristos był jakiś taki biedny. Nawet ta pirotechnika, po tym co na zakończenie którejś fety wydarzyło się na ołowiance nie robiła takiego wrażenia. Nie widziałam Cię, kurcze.
The Station bawiło mnie od początku do końca. Full profesjonalizm. W programie piszą, że to nie smok, a wąż ;0. A zakończenia olbrzymiej parady (białe makiety statków na ciężarówkach, szczudlarze na teleskopach) na Ołowiance i stosów piany do czubka głowy nigdy nie zapomnę. Miejsce nie jest takie złe, przy dobrej organizacji (która była w tym roku dość fatalna). Ale ja się zwyczajnie przyzwyczaiłem do Starówki :(.
Bo ja wiem czy Dolne Miasto to taka zła lokalizacja? W tym roku było megamega dużo ludzi, a pomyśl co by bylo na ograniczonych przestrzeniach w Starym Mieście z niezbyt dobra widocznością i dwa razy większym tłumem przypadkowych przechodniów, już i tak na części przedstawień bardziej zamiast na spektaklu skupiałam się na walce z tłumem. No i studiując od roku w Gdańsku nie miałam pojęcia o istnieniu tych bastionów ;P Gdyby tylko organizatorzy tak nie nawalili... D: Bardzo miłe 4 wieczory, ale jak po każdej wizycie w teatrze, przekonuję się tylko że jest to jedyny rodzaj sztuki za którym nie przepadam (długo by tłumaczyć dlaczego).
'nie mam aparatu więc rysuję' - i dobrze. ze szkicownikiem na tle miliarda ludzi robiących zdjęcia od razu można Cię było wyróżnić ;p
pierwszy raz w życiu byłam na fecie, więc nie wiem jak to do tej pory z nią było na ulicy długiej - podobno za mało miejsca...
szczęście mapkę miałam z dziennika i jakoś sobie dałam radę.
byłam tylko w niedzielę, więc parady widziałam dwie. i masz co do nich rację - spodziewałam się czegoś więcej. japończyków zobaczyłam już o 16.00 i dobrze, bo miałam miejsce w trzecim rzędzie, a jak występowali później, to przyszło pięć razy więcej widzów... ci japończycy byli boscy. po prostu brak mi słów ;D aczkolwiek gdy najpierw zobaczyłam ich uśmiechniętych w tych śmiesznych czapkach, bałam się że to będzie coś w stylu teletubisiów XD ale nie, japończycy to jednak japończycy. świetnie ich narysowałeś :D to z mikrofonem fajne. podobały mi się latawce. były przepiękne... widziałam jeszcze rosjan (ogórcy pomidory jajcy XD) ale ledwo ich widziałam (niskim być...), poza tym nie łapałam kompletnie ich poczucia humoru (wtf?). niestety żadnych innych przedstawień nie udało mi się zobaczyć...
za rok postaram się być na całości, fajna ta cała feta. (...i można poznać fajnych ludzi XD nie?)
na jarmark zajrzę na pewno, jak tylko mogę pojawiam się na nim co roku :]
Zakończenie fety było niesamowite. Ekstremalne zamieszanie, bieganie po śliskim zboczu w górę i na dół żeby zdążyć do kolejnych stacji, spadający ludzie, nieprzeliczone tłumy, nieustraszeni fotografowie, a nade wszystko fajerwerki. Uwielbiam światła, wybuchy i zapach siarki, zawsze wtedy czuje się jak dzieciak przed Bożym Narodzeniem i stoję z szeroko otwartą gębą, albo piszcząc uciekam przed iskrami. :D Szkoda tylko, że finał na szczycie był taki krótki.
Japończycy byli rewelacyjni! Ich przygotowania do występu były prawie tak dobre jak występ, chociaż pół godziny słuchania w kółko tej samej melodii działało na nerwy, ale czego nie robi się dla dobrych miejsc. W pamięć zapadły szczególnie skecze z udziałem ochotników, no i podpalanie zapalniczki.
Szkoda tylko, że pogoda w sobotę nie dopisała - taplanie się w błotku i przeskakiwanie co większych kałuż po ciemku skutecznie zniechęcała do długiego oczekiwania na spektakl. Organizacja też była licha, nikt nie wiedział, czy przedstawienia odwołano z powodu deszczu, czy może przeniesiono, czy też wszystko idzie zgodnie z planem. Z mojej perspektywy wyglądało to dokładnie tak, jak opisałeś - ludzie, którzy idą za innymi ludźmi, którzy idą za ludźmi, itd, a potem gromadzą się w miejscach szczególnego hałasu. Ale widok podświetlonych drzew, czy też torebkowego labiryntu późną nocą wbijał się w pamięć.
No ja niestety nie widziałem Niemców, bo nie dość, że musiałbym czekać 2 godziny w deszczu, to jeszcze mogłem się założyć, że odwołają. A okazało się, że grali. W deszczu. Z opóźnieniem i dwa razy krócej. Ale grali. Zuchy.
Zgadzam się, nowa lokalizacja słabsza od głównego miasta. Niestety podobno organizatorom się podobało i tak już zostanie. Ale może w przyszłym roku na placu wałowym zrobi się małe miasteczko festiwalowe - budki z hotdogami i watą cukrową i inne cyrki.
OdpowiedzUsuńJapończycy faktycznie najlepsi, chociaż mieli słabą konkurencję więc nie było trudno.
Rosyjski brainfuck z rybą był dobry, ale za długi, podobnie The Station - na bogów ile czasu można oglądać nieme gagi? No i smok artristos był jakiś taki biedny. Nawet ta pirotechnika, po tym co na zakończenie którejś fety wydarzyło się na ołowiance nie robiła takiego wrażenia.
Nie widziałam Cię, kurcze.
The Station bawiło mnie od początku do końca. Full profesjonalizm.
OdpowiedzUsuńW programie piszą, że to nie smok, a wąż ;0. A zakończenia olbrzymiej parady (białe makiety statków na ciężarówkach, szczudlarze na teleskopach) na Ołowiance i stosów piany do czubka głowy nigdy nie zapomnę.
Miejsce nie jest takie złe, przy dobrej organizacji (która była w tym roku dość fatalna). Ale ja się zwyczajnie przyzwyczaiłem do Starówki :(.
Bo ja wiem czy Dolne Miasto to taka zła lokalizacja? W tym roku było megamega dużo ludzi, a pomyśl co by bylo na ograniczonych przestrzeniach w Starym Mieście z niezbyt dobra widocznością i dwa razy większym tłumem przypadkowych przechodniów, już i tak na części przedstawień bardziej zamiast na spektaklu skupiałam się na walce z tłumem. No i studiując od roku w Gdańsku nie miałam pojęcia o istnieniu tych bastionów ;P Gdyby tylko organizatorzy tak nie nawalili... D:
OdpowiedzUsuńBardzo miłe 4 wieczory, ale jak po każdej wizycie w teatrze, przekonuję się tylko że jest to jedyny rodzaj sztuki za którym nie przepadam (długo by tłumaczyć dlaczego).
'nie mam aparatu więc rysuję' - i dobrze. ze szkicownikiem na tle miliarda ludzi robiących zdjęcia od razu można Cię było wyróżnić ;p
OdpowiedzUsuńpierwszy raz w życiu byłam na fecie, więc nie wiem jak to do tej pory z nią było na ulicy długiej - podobno za mało miejsca...
szczęście mapkę miałam z dziennika i jakoś sobie dałam radę.
byłam tylko w niedzielę, więc parady widziałam dwie. i masz co do nich rację - spodziewałam się czegoś więcej.
japończyków zobaczyłam już o 16.00 i dobrze, bo miałam miejsce w trzecim rzędzie, a jak występowali później, to przyszło pięć razy więcej widzów... ci japończycy byli boscy. po prostu brak mi słów ;D aczkolwiek gdy najpierw zobaczyłam ich uśmiechniętych w tych śmiesznych czapkach, bałam się że to będzie coś w stylu teletubisiów XD ale nie, japończycy to jednak japończycy. świetnie ich narysowałeś :D to z mikrofonem fajne.
podobały mi się latawce. były przepiękne...
widziałam jeszcze rosjan (ogórcy pomidory jajcy XD) ale ledwo ich widziałam (niskim być...), poza tym nie łapałam kompletnie ich poczucia humoru (wtf?).
niestety żadnych innych przedstawień nie udało mi się zobaczyć...
za rok postaram się być na całości, fajna ta cała feta. (...i można poznać fajnych ludzi XD nie?)
na jarmark zajrzę na pewno, jak tylko mogę pojawiam się na nim co roku :]
pozdr~
Zakończenie fety było niesamowite. Ekstremalne zamieszanie, bieganie po śliskim zboczu w górę i na dół żeby zdążyć do kolejnych stacji, spadający ludzie, nieprzeliczone tłumy, nieustraszeni fotografowie, a nade wszystko fajerwerki. Uwielbiam światła, wybuchy i zapach siarki, zawsze wtedy czuje się jak dzieciak przed Bożym Narodzeniem i stoję z szeroko otwartą gębą, albo piszcząc uciekam przed iskrami. :D Szkoda tylko, że finał na szczycie był taki krótki.
OdpowiedzUsuńJapończycy byli rewelacyjni! Ich przygotowania do występu były prawie tak dobre jak występ, chociaż pół godziny słuchania w kółko tej samej melodii działało na nerwy, ale czego nie robi się dla dobrych miejsc. W pamięć zapadły szczególnie skecze z udziałem ochotników, no i podpalanie zapalniczki.
Szkoda tylko, że pogoda w sobotę nie dopisała - taplanie się w błotku i przeskakiwanie co większych kałuż po ciemku skutecznie zniechęcała do długiego oczekiwania na spektakl. Organizacja też była licha, nikt nie wiedział, czy przedstawienia odwołano z powodu deszczu, czy może przeniesiono, czy też wszystko idzie zgodnie z planem. Z mojej perspektywy wyglądało to dokładnie tak, jak opisałeś - ludzie, którzy idą za innymi ludźmi, którzy idą za ludźmi, itd, a potem gromadzą się w miejscach szczególnego hałasu. Ale widok podświetlonych drzew, czy też torebkowego labiryntu późną nocą wbijał się w pamięć.
No ja niestety nie widziałem Niemców, bo nie dość, że musiałbym czekać 2 godziny w deszczu, to jeszcze mogłem się założyć, że odwołają. A okazało się, że grali. W deszczu. Z opóźnieniem i dwa razy krócej. Ale grali. Zuchy.
OdpowiedzUsuń