Tym razem poczułem ssanie w mózgu za anime po przeczytaniu recenzji "Code Geass" na Motywie Drogi, która zaczynała się słowami “Kup to! Teraz, zaraz, natychmiast! Pędź do sklepu, wejdź na stronę Anime Virtual, ukradnij pieniądze babci, zrób, co tylko możesz, ale po prostu KUP TO!“. Już wtedy powinna zapalić mi się czerwona lampka, ale zamiast tego przypomniało mi się, że dwie znajome otaku bardzo mi polecały to anime. Pomyślałem, co mi tam, można sprawdzić. I złamałem moją pierwszą zasadę dotyczącą anime:
To szkoleni od dziecka super-wojownicy, których nadludzki system immunologiczny wypracował odporność na największe debilizmy. Niektórzy twierdzą, że to kosmici, ale ja wolę swoją teorię.
Wracając do tematu, Code Geass to po prostu kolejne kiepskie anime o nastolatkach w mechach. Obejrzałem 5 odcinków chcąc dopatrzeć się tej podobno genialnej fabuły, za to dostałem historię szytą tak grubymi nićmi, że powierzenie najbardziej zaawansowanego mecha na świecie pierwszemu-lepszemu nastolatkowi, w dodatku poważnie rannemu, to chleb powszedni. Już nie wspomnę, że chłopak robił z tym robotem nie wiadomo jakie akrobacje i wyczyny.
Generalnie Code Geass ma wszystkie symptomy złego anime - wymuszone sytuacje, nadmuchaną pompatyczność, fatalnie napisane dialogi, stereotypowe, kiepsko narysowane postacie. Może i fabuła dalej się bardziej gmatwa i zawila, ale cytując Yuga (albo Matta, nie pamiętam) z Australian Gamer Podcast - "o jakości fabuły nie świadczy jej zagmatwanie".
Zawsze kiedy słyszę, że "One Piece" jest niezłym anime, ale rozkręca się dopiero po jakichś 50ciu odcinkach, tylko się uśmiecham (uśmiech numer 6, z łyżką politowania) i przypominam sobie "Darker than Black", który w mniej zrobił całe dwa sezony, jeden lepszy od drugiego. Jest takie, jak lubię - niejasne i zagmatwane, z mnóstwem niedopowiedzeń, wyrazistymi postaciami, niewymuszonym humorem, świetną kreską i animacją, ciekawą historią i dobrymi scenami akcji. Nie powiem wam, o czym jest, sami dajcie mu szansę, bo naprawdę warto. O geniuszu tego anime świadczą choćby takie detale, jak fakt, że w drugiej serii jedna z antagonistek jest lezbijką, ale nikt wam nie wpycha do gardła jakichś przemówień o homofobii, jej homoseksualność nie jest też pretekstem do pokazywania erotycznych scen, damn, w całym anime nie pada nawet słowo "lezbijka". Po prostu jest, jaka jest, i to dodaje charakteru jej postaci. A wierzcie mi, znalezienie filmu, komiksu, animacji, czegokolwiek, w którym jest osoba homoseksualna, ale jednocześnie nie ma kretyńskich tyrad albo żartów na temat homo, to prawdziwy wyczyn i świadectwo dobrego scenariusza.
Hmm, może nie reklamuję tego anime w należyty sposób. Po prostu odpalcie je sobie i sprawdźcie, czy po 2-3 odcinkach was wciągnie.
Pchany miłym uczuciem ciepła w brzuszku po "Darker than Black" szukałem dalej. Padło na "Gantza". Powiem tylko tyle, że ktokolwiek próbujący w czymkolwiek postawić obok siebie dużą ilość cycków i przemocy, oraz toporne przesłanie, że "zabijanie jest złe", chyba nie potrafi spojrzeć na cały obrazek z dystansu. Albo jest hipokrytą.
Anime zaczyna się obiecująco i miejscami ma naprawdę świetną atmosferę, z typową, japońską dozą zakręconego surrealizmu. Niektórzy z ludzi w momencie śmierci są kopiowani. Ich oryginały giną, a kopie są teleportowane do pustego pokoju, w którym jedynym elementem wystroju jest wielka, czarna kula. Okazuje się, że żyją tylko dzięki owej tajemniczej kuli i to, co zrobią ze swym, nowym życiem zależy wyłącznie od niej. Z granatowoczarnej sfery wysuwają się kieszenie z futurystyczną bronią i kombinezonami wspomaganymi. Obecni w pokoju ludzie dowiadują się, że mają godzinę na zabicie podanego przez kulę celu - dziwnego kosmity. Ci, którzy przeżyją, są teleportowani z powrotem do pokoju, punktowani i puszczeni wolno, do czasu kolejnego zlecenia.
Obejrzałem 6 odcinków, i niestety po trzech anime chyba uznało, że woli być o dorastaniu, wymuszaniu pieniędzy przez starszych kolegów w szkole i podrywaniu dziewczyn. Dawno tego nie widziałem.
Dodajcie do tego fatalnie napisane dialogi i wymuszone sytuacje, a otrzymacie po prostu kolejne, gówniane anime. Trochę szkoda, bo choć schematyczne (obcy sobie ludzie postawieni w dziwnej sytuacji, i zmuszeni do wypełnienia wspólnego celu), to mogło być całkiem niezłe.
Nowy "drinking game". Wypij kolejkę za każdym razem, kiedy w Eureka 7 powiedzą "belive" albo "belief". W drugim odcinku naliczyłem 15. Tak, anime jest tak drętwe, że szukając rozrywki zacząłem liczyć słowa.
Powiedzcie stop, kiedy usłyszycie coś znajomego. Jest sobie chłopiec, który dusi się w swojej mieścinie i planuje kiedyś się z niej wynieść. Nie ma rodziców, mieszka z dziadkiem, który mówi, że nie warto podąrzać za swoimi marzeniami i chce, by wnuk został mechanikiem, choć sam chłopak marzy o pójściu w ślady swojego idola i zostaniu pilotem mecha. I wtedy niedaleko rozbija się mech, bla bla bla, pilotowany przez tajemniczą dziewczynkę, bla bla bla, oczywiście mech okazuje się jedynym takim na świecie, bla bla bla, przylatuje wspomniany idol dzieciaka, okazuje się, że znają się z dziadkiem, bla bla bla, jest walka, dzieciak choć przed chwilą ledwo co trzymał się na latającej desce, nagle robi najtrudniejsze triki, jego idol nalega, by wyruszył z nimi, dzieciak zakochuje się w dziewczynce i żyją długo i szczęśliwie. A, czy wspomniałem, że bohater w przeszłości dostał coś od zaginionej siostry i okazuje się, że to potężny artefakt?
Liczyliście, ile razy krzyczeliście "stop", czy w pełni oddaliście się pasji wyrywania sobie włosów w chołdzie Stereotypii, boginii schematów?
Eureka 7 udowadnia, że nawet świetna kreska i przepyszna muzyka nie utrzymają mnie przy głupim anime dłużej, niż na 2 odcinki.
To anime mnie niepokoi. Obejrzałem dopiero 2 odcinki i wciąż nie wiem, co o nim myśleć.
Dziewczynka śni o spadaniu, i następne, co pamięta, to wyklucie się z kokonu w piwnicy opuszczonej, gotyckiej szkoły. Świadkami narodzenia jest grupka ludzi, tyle, że z małymi skrzydłami i aureolami, mówiącymi, że dziewczynka jest teraz jednym z nich, Haibane.
Nie jestem daleko w anime, ale czuję atmosferę horroru. Sielanka, roześmiane dziewczynki, wesoło ganiające po terenie szkoły dzieci, pierzaste skrzydełka, świecące nad głowami aureolki, pysznie zielone pagórki i rześkie powietrze. I nagle scena, w której nowonarodzonej bohaterce wyrastają skrzydła. W jednej chwili dwa obrzmiałe, zaczerwienione na plecach guzy otwierają się jak przy otwartym złamaniu kości, a z krzyczącej z bólu bohaterki wyrastają posklejane krwią skrzydła.
Przez cały czas czuć, jakby coś wisiało w powietrzu. Wszyscy się beztrosko uśmiechają, ale nie mogę pozbawić się wrażenia, że ktoś trzymający długi, zakrwawiony nóż chucha mi na szyję. Jeśli okaże się, że to kolejne wesolutkie anime o aniołkach, skrzydełkach i uśmiechniętych buźkach, to będę srogo zawiedziony.
W tym tygodniu naoglądałem się naprawdę sporo złego anime i czuję się fizycznie chory. Czuję się naprawdę głupszy, bo oglądając tak schematyczne historie myśli człowieka same wskakują na utarte tory i trzeba nieco się wysilić, żeby spłodzić oryginalną myśl. Dlatego, jeśli tak jak ja, lubicie eksperymentować z nowymi anime, życzę powodzenia. Jeśli nie, to polecam unikać części z wymienionych wyżej anime, a gorąco polecam obejrzeć "Darker than Black", i dać szansę "Haibane Renmei", choć sam jeszcze nie zadecydowałem, co o nim myślę.
Tą notkę dedykuję bratu, który zawsze twierdził, że strasznie ciężko się ze mną ogląda anime. To chyba przez ustawiczne przewracanie oczami, głośne wzdychanie, chichotanie w obmyślanych jako poważne momentach, ustawiczne komentowanie i wytykanie wszystkiego, czego się da. Nie wiem, czy mu zazdrościć, czy współczuć wyższej odporności na debilizmy.
Zawsze kiedy słyszę, że "One Piece" jest niezłym anime, ale rozkręca się dopiero po jakichś 50ciu odcinkach, tylko się uśmiecham (uśmiech numer 6, z łyżką politowania) i przypominam sobie "Darker than Black", który w mniej zrobił całe dwa sezony, jeden lepszy od drugiego. Jest takie, jak lubię - niejasne i zagmatwane, z mnóstwem niedopowiedzeń, wyrazistymi postaciami, niewymuszonym humorem, świetną kreską i animacją, ciekawą historią i dobrymi scenami akcji. Nie powiem wam, o czym jest, sami dajcie mu szansę, bo naprawdę warto. O geniuszu tego anime świadczą choćby takie detale, jak fakt, że w drugiej serii jedna z antagonistek jest lezbijką, ale nikt wam nie wpycha do gardła jakichś przemówień o homofobii, jej homoseksualność nie jest też pretekstem do pokazywania erotycznych scen, damn, w całym anime nie pada nawet słowo "lezbijka". Po prostu jest, jaka jest, i to dodaje charakteru jej postaci. A wierzcie mi, znalezienie filmu, komiksu, animacji, czegokolwiek, w którym jest osoba homoseksualna, ale jednocześnie nie ma kretyńskich tyrad albo żartów na temat homo, to prawdziwy wyczyn i świadectwo dobrego scenariusza.
Hmm, może nie reklamuję tego anime w należyty sposób. Po prostu odpalcie je sobie i sprawdźcie, czy po 2-3 odcinkach was wciągnie.
Pchany miłym uczuciem ciepła w brzuszku po "Darker than Black" szukałem dalej. Padło na "Gantza". Powiem tylko tyle, że ktokolwiek próbujący w czymkolwiek postawić obok siebie dużą ilość cycków i przemocy, oraz toporne przesłanie, że "zabijanie jest złe", chyba nie potrafi spojrzeć na cały obrazek z dystansu. Albo jest hipokrytą.
Anime zaczyna się obiecująco i miejscami ma naprawdę świetną atmosferę, z typową, japońską dozą zakręconego surrealizmu. Niektórzy z ludzi w momencie śmierci są kopiowani. Ich oryginały giną, a kopie są teleportowane do pustego pokoju, w którym jedynym elementem wystroju jest wielka, czarna kula. Okazuje się, że żyją tylko dzięki owej tajemniczej kuli i to, co zrobią ze swym, nowym życiem zależy wyłącznie od niej. Z granatowoczarnej sfery wysuwają się kieszenie z futurystyczną bronią i kombinezonami wspomaganymi. Obecni w pokoju ludzie dowiadują się, że mają godzinę na zabicie podanego przez kulę celu - dziwnego kosmity. Ci, którzy przeżyją, są teleportowani z powrotem do pokoju, punktowani i puszczeni wolno, do czasu kolejnego zlecenia.
Obejrzałem 6 odcinków, i niestety po trzech anime chyba uznało, że woli być o dorastaniu, wymuszaniu pieniędzy przez starszych kolegów w szkole i podrywaniu dziewczyn. Dawno tego nie widziałem.
Dodajcie do tego fatalnie napisane dialogi i wymuszone sytuacje, a otrzymacie po prostu kolejne, gówniane anime. Trochę szkoda, bo choć schematyczne (obcy sobie ludzie postawieni w dziwnej sytuacji, i zmuszeni do wypełnienia wspólnego celu), to mogło być całkiem niezłe.
Nowy "drinking game". Wypij kolejkę za każdym razem, kiedy w Eureka 7 powiedzą "belive" albo "belief". W drugim odcinku naliczyłem 15. Tak, anime jest tak drętwe, że szukając rozrywki zacząłem liczyć słowa.
Powiedzcie stop, kiedy usłyszycie coś znajomego. Jest sobie chłopiec, który dusi się w swojej mieścinie i planuje kiedyś się z niej wynieść. Nie ma rodziców, mieszka z dziadkiem, który mówi, że nie warto podąrzać za swoimi marzeniami i chce, by wnuk został mechanikiem, choć sam chłopak marzy o pójściu w ślady swojego idola i zostaniu pilotem mecha. I wtedy niedaleko rozbija się mech, bla bla bla, pilotowany przez tajemniczą dziewczynkę, bla bla bla, oczywiście mech okazuje się jedynym takim na świecie, bla bla bla, przylatuje wspomniany idol dzieciaka, okazuje się, że znają się z dziadkiem, bla bla bla, jest walka, dzieciak choć przed chwilą ledwo co trzymał się na latającej desce, nagle robi najtrudniejsze triki, jego idol nalega, by wyruszył z nimi, dzieciak zakochuje się w dziewczynce i żyją długo i szczęśliwie. A, czy wspomniałem, że bohater w przeszłości dostał coś od zaginionej siostry i okazuje się, że to potężny artefakt?
Liczyliście, ile razy krzyczeliście "stop", czy w pełni oddaliście się pasji wyrywania sobie włosów w chołdzie Stereotypii, boginii schematów?
Eureka 7 udowadnia, że nawet świetna kreska i przepyszna muzyka nie utrzymają mnie przy głupim anime dłużej, niż na 2 odcinki.
To anime mnie niepokoi. Obejrzałem dopiero 2 odcinki i wciąż nie wiem, co o nim myśleć.
Dziewczynka śni o spadaniu, i następne, co pamięta, to wyklucie się z kokonu w piwnicy opuszczonej, gotyckiej szkoły. Świadkami narodzenia jest grupka ludzi, tyle, że z małymi skrzydłami i aureolami, mówiącymi, że dziewczynka jest teraz jednym z nich, Haibane.
Nie jestem daleko w anime, ale czuję atmosferę horroru. Sielanka, roześmiane dziewczynki, wesoło ganiające po terenie szkoły dzieci, pierzaste skrzydełka, świecące nad głowami aureolki, pysznie zielone pagórki i rześkie powietrze. I nagle scena, w której nowonarodzonej bohaterce wyrastają skrzydła. W jednej chwili dwa obrzmiałe, zaczerwienione na plecach guzy otwierają się jak przy otwartym złamaniu kości, a z krzyczącej z bólu bohaterki wyrastają posklejane krwią skrzydła.
Przez cały czas czuć, jakby coś wisiało w powietrzu. Wszyscy się beztrosko uśmiechają, ale nie mogę pozbawić się wrażenia, że ktoś trzymający długi, zakrwawiony nóż chucha mi na szyję. Jeśli okaże się, że to kolejne wesolutkie anime o aniołkach, skrzydełkach i uśmiechniętych buźkach, to będę srogo zawiedziony.
W tym tygodniu naoglądałem się naprawdę sporo złego anime i czuję się fizycznie chory. Czuję się naprawdę głupszy, bo oglądając tak schematyczne historie myśli człowieka same wskakują na utarte tory i trzeba nieco się wysilić, żeby spłodzić oryginalną myśl. Dlatego, jeśli tak jak ja, lubicie eksperymentować z nowymi anime, życzę powodzenia. Jeśli nie, to polecam unikać części z wymienionych wyżej anime, a gorąco polecam obejrzeć "Darker than Black", i dać szansę "Haibane Renmei", choć sam jeszcze nie zadecydowałem, co o nim myślę.
Tą notkę dedykuję bratu, który zawsze twierdził, że strasznie ciężko się ze mną ogląda anime. To chyba przez ustawiczne przewracanie oczami, głośne wzdychanie, chichotanie w obmyślanych jako poważne momentach, ustawiczne komentowanie i wytykanie wszystkiego, czego się da. Nie wiem, czy mu zazdrościć, czy współczuć wyższej odporności na debilizmy.
Haibane Renmei ogladaj dalej, goraco polecam - to jest anime, ktore calkowicie mnie pochlonelo na dwa lata przed jego obejrzeniem, lulz, przez jedna recenzje w Kawaii. Widzialam je piecet tysiecy razy i nie zaluje :D i jest... niepokojace ;d anyway, subiektywne odczucia, wiesz; d
OdpowiedzUsuńlol, podziwiam, ze udalo Ci sie tak daleko dosc w Code Geass, ja np. przebrnelam przez 1,5 odcinka i stwierdzilam, ze. Nigdy. Wiecej.
Hm, a moze Jigoku Shoujo? Jest... interesujace, jak bedzie Ci sie nudzic, polecam :)
@ Code Geass: szkoda, że nie doszedłeś do Euphinatora. To dopiero tak zdebilały i okrutnie durny wątek, że aż... No, mnie nie bolał, traktowałam to animu jako parodię. I, w sumie, zapomniało mi się, że potrollowałam na Motywie w komentarzach, a potem się pochorowałam i zapomniałam :<
OdpowiedzUsuń@ Darker than Black: dzięki, nie moje klimaty, ale - leSbijka ;)
@ Haibane: obejrzyj, naprawdę pieniężna seria. Najpierw totalnie nic się nie dzieje, ale potem zesrasz się cegłami niejeden raz.
Też mam podobnie przy oglądaniu animu, tylko że jestem odporna, no i we wszystkim, zawsze, staram się znaleźć zalety. W CG na przykład podobały mi się niektóre postacie i ogólna komediowość (bo branie go na poważnie i jeszcze zachwycanie się głębokością to IMO lekki fail). Z drugiej strony mam sporo inne gusta - lubię moe i słodycz, ale i przy takich seriach zdarza mi się facepalmować.
Oglądnij Casshern Sins. Mój faworyt w anime.
OdpowiedzUsuń@SStefania - Bo najlepiej sie ogląda słodkie dziewczynki nic nie robiące z odcinka na odcinek i wciągnięty/ta serią, na sam koniec kiedy sie kończy uświadamiasz sobie, że przecież brakowało tu och no tak, fabuły.
OdpowiedzUsuńJa przynajmiej jak już mam oglądać anime to właśnie oparte na yonkomach albo chociaż zachaczające o te paskowe żarty.
Ja generalnie nie oglądam anime, bo wszystkie które do tej pory widziałem poraziły mnie swoją głupotą. W sumie to wiele ich nie było...
OdpowiedzUsuńAle jak czasem przypadkowo trafi się coś w TV to oglądam to co najmniej tak jak Ty z bratem, szczególnie jak jeszcze ogląda to kater albo Ytron. Wtedy zwykle w pewnym momencie nawet nie wiemy co się dzieje, bo nasze komentarze wszystko zagłuszają i po paru minutach zmieniamy kanał.
Zresztą wszystkie takie sytuacje były spowodowane chyba wyłącznie tym, że nikomu nie chciało się szukać pilota.
Może to w dużej mierze jest kwestia tego jakie anime są nadawane w polskiej telewizji, ale nie wiem - nie znam się na tym.
@Brzoza
OdpowiedzUsuńMówisz o seriach typu Azumanga, Lucky Star i Sensei no Ojikan? Tak, są świetne, ale ja jeszcze lubię rzeczy typu (uwaga, tylko dla hardkorów!) Kobato, Hanamaru Kindergarten, Bottle Fairy... W tych zupełnie nie ma nic mądrego. Ale są fajne.
@Arsen
Jeszcze zależy, co lubisz. Jedni ludzie zachwycili się warstwą graficzną Gankutsuou (np. ja), innych rozbolały oczy.
widziałeś Ergo Proxy ? Bardzo zacne .
OdpowiedzUsuńAir Gear. Z tego co mówisz Air Gear pewnie Ci się nie spodoba. Sam się zastanawiam czemu mi się spodobał. Schemacik jak sie patrzy , urwisowaty młodziak mieszkający bez rodziców odkrywa swe przeznaczenie , jest wybrańcem , ambitnie pokonuje wszystkich badassów masterów chociaż dopiero co wszedł w temat. I oczywiście dużo cycków. Mimo wszystko jakoś mnie wciągnęło i miło mi się to oglądało. Momentami miałem dość ale coś mnie trzymało.
Z tego wszystkiego co tutaj wymieniłeś oglądałam "Darker Than Black"-trzeba przyznać jest wciągający. Było z nim jak z dobrą książką- żałowałam że już koniec. Jednak w danej chwili odstawiłam anime. Tydzień temu odwiedziłam pracownie komiksową w Gdańsku i dobrałam się do półki z "rzeczami zakazanymi dzieciom" :D Odkryłam tam mangę o tytule "Balsamista" zawiera on tylko 6 tomów, który ostatni wyjdzie w maju. Cóż jestem zachwycona zajmuje pierwsze miejsce ex aequo z "Death Note". Gorąco polecam.
OdpowiedzUsuńJedyne miłe dla mnie anime ,na którym wysiedziałam dłużej niż 5 odcinków to Ergo Proxy (1-7),więcej grzechów nie pamiętam przez ostatnie 2 lata. Darker Than Black na pewno sprawdzę.
OdpowiedzUsuńGankatsuo bardzo fajny, widziałem całe. Chociaż z tymi statycznymi teksturami przesadzili (np. dawali je na włosach bohaterów). Chowder lepiej to rozegrał.
OdpowiedzUsuń@Piotrek - Ergo Proxy widziałem chyba tylko 1 odcinek, ale to głównie z winy tego, że jakoś nie miałem wtedy ochoty na poważne anime. Ale wyglądała conajmniej nieźle. Pewnie do niego kiedyś wrócę.
Skończyłem Haibane Renmei i trochę się rozczarowałem. Mogło być o wiele lepsze. Do połowy wyprztykało się ze wszystkich ukrytych asów i przestało pokazywać cokolwiek nowego, a od połowy główna bohaterka zaczęła być koszmarnie emo. Generalnie jakoś tak pierwsze trzy i ostatni odcinek bardzo dobre, reszta taka sobie.
@ Spell
OdpowiedzUsuńCo do Gankutsuou, to właśnie zależy - zanim w ogóle poznałam tę serię, zakochałam się w postowanej na 4chanowym /c/ Haydee, która byłaby śliczna i bez tych tekstur, a z nimi wydała mi się jeszcze bardziej. I to właśnie na włosach. Widziałam tylko dwa odcinki na AXN sci-fi, ale niedawno zapowiedziano wydanie na DVD, więc na pewno kupię. O ile zdążę wcześniej obejrzeć już preorderowanego Last Exile.
Gdzie Ci Rakka jest emo? Według większości definicji w pogardliwym użyciu tego określenia to ktoś, kto sam sobie wymyśla problemy, a ona chyba miała jednak troszkę powodów niezależnych do nie bycia zbyt szczęśliwą.
Przepraszam, ale odroninę mnie irytuje nazywanie emo Shinjiego z Evangeliona (na którego dziecięcych oczach zginęła matka, a ojciec jest zimnym skurwielem i ma go w dupie - chłopak jest naprawdę zdrowy i normalny jak na to, co przeżył) czy innych postaci, które mają realne powody się załamać. No offence, oczywiście.
@SStefania
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, Rakka opłakuje Kuu, którego dopiero co poznała. Całkowicie zrozumiałe, przywiązała się dziewczyna. Ale ona robi to dalej po miesiącu. I to nie takie zwykłe opłakiwanie, ale codzienne sprzątanie jej pokoju i upuszczanie wszystkiego na sam dźwięk jej imienia.
Po drugie, sama się przyznaje, że nie wie, co to znaczy być Haibane, ale jak jej skrzydła zaczynają czernieć (sama nie zdaje sobie sprawy, co to znaczy), to zaczyna ciąć sobie pióra, chlipać w kącie i mówić (dosłownie), że powinna być wymazana z tego świata.
Do Shinjego nic nie miałem. Ale NGE oglądałem będąc młodszym i mając większą tolerancję na takie rzeczy, więc nie wiem, jakbym go teraz odebrał. Pamiętam, że NGE bardzo mi się podobało.
Last Exile świetne. Co do Gankutsuou, to oglądanie tego anime trochę psuł mi fakt, że jest bazowany na "Chrabia Monte Christo" i całą fabułę znałem już bardzo dobrze. Ale i tak przyjemnie mi się oglądało.
a ja polecam Sayonara Zetsubou Sensei, graficznie jest przaśne bo brzegi same , a treść jest sprytnie pochowana po kątach i trzeba trochę wysilić mózgowie żeby zrozumieć co autorzy chcą powiedzieć. pełno sarkazmu.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam , fanka.
Polecam Dennou Coil. Miłe dla oka, wieloma momentami przerażające dla ducha.
OdpowiedzUsuńJa też nie znoszę większości anime i zazwyczaj nie mam tyle odwagi, by zabrać się za jakieś. Tak samo mam z książkami fantasy - zanim jakąś kupię, muszę przeczytać o niej wszystko w internecie, popytać znajomych czy serio jest dobra i jeszcze przeczytać dwa rozdziały stojąc między regałami empiku (ostatnio polecono mi trylogię czarnego maga i strasznie żałuję że kupiłam pierwszy tom, zmarnowane prawie cztery dychy). Filmy zazwyczaj też mi się nie podobają, na 'Avatarze' ziewałam z nudów. Generalnie cenię sobie tylko to, co podoba mi się w stu procentach. Jeżeli chodzi o anime, to osobiście lubię Cowboya Bebopa, ale np z 'Wolf's Rain' tych samych twórców dałam sobie szybko spokój.
OdpowiedzUsuńTak się zabawnie składa, że akurat w tym tygoniu sięgnęłam po Haibane. Jestem na prawdę pod wrażeniem. Ciekawa jestem, jak to anime odbierają inni - ja widziałam tam opowieść o życiu. Każdy człowiek pojawia się na świecie nie wiedząc, skąd przybył i kim jest; każdy ma świadomość, że kiedyś odejdzie z tego świata w nieznane miejsce; każdy układa sobie jakiś własny przepis na zycie i własną teorię o powstaniu świata czy boga. Mam nadzieję, że to anime Ci się spodoba, bo na prawdę warto obejrzeć szczególnie ostatni odcinek. Jest całkiem inny od pozostałych, niezwykle plastyczny.
*przeczytała komentarze pod notką*
"główna bohaterka zaczęła być koszmarnie emo" - no ok ok, tu przyznaję rację ;c Ale to nie przeszkodziło mi w odbiorze całości.
Powiem tak: Wiem co Wam bądź Tobie spodoba się zajebiśćie, nie jakieś emo jebane dzieciaki w robo-złomach ale porządna dawka zajebistego humoru :D. Polecam:
OdpowiedzUsuńEbichu i Cryon Shin-chan
mi się odobają właśnie dlatego że są proste, zabawne, bez zasranych patosów, pompatycznych akcji i emo kidów :D. POLECAM !
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń