Widzicie, co sprytnego zrobiłem z tytułem tego posta?
Ha? Ha-HA!
Ha.
Komiksową bohemą nawiedziliśmy GRAMY!, czyli konwent gier planszowych, który odbywa się co pół roku w Trójmieście, na przemian w Gdyni i w Gdańsku. Poprzesuwaliśmy trochę pionków, dobraliśmy kilka kart i wywróciliśmy w gorzkiej furii kilka stołów. Tradycyjnie też krzyczeliśmy "JENGA!" kiedykolwiek w naszej okolicy runęła drewniana wieża.
Hala Widowiskowo Sportowa w Gdyni |
Pół roku temu, na poprzednim konwencie, byłem mocno zajarany perspektywą zagrania w parę tytułów. Głównie w premierowych "Tzolk'ina" (którego kupiłem natychmiast po premierze i uważam za grę roku 2012) i "Archipelago", choć do kopii tego drugiego nie udało nam się dopchać. Aż do teraz, ale o tym zaraz.
Tym razem nie miałem na horyzoncie gorących, nowych gier, w które koniecznie chciałem zagrać. Toteż spokojnie mogłem rozgryźć kilka zaległości
ARCHIPELAGO
Zakochałem się w tej grze od pierwszego wejrzenia. Eksplorowanie prześlicznych, kolorowych kafli, które zaludniasz drewnianymi ludzikami. Rozbudowany handel i eksploatacja wysp z ich dóbr naturalnych. Nawet semi-kooperacja w celu zatroszczenia się o poziom zadowolenia rdzennych mieszkańców - inaczej zbuntują się i nadzieją cię na swoje dzidy, w którym to wypadku wszyscy gracze przegrywają.
Ale jak to bywa z miłością od pierwszego wejrzenia, przychodzi moment, w którym wyidealizowana fantazja zostaje zweryfikowana przez rzeczywistość. Zdecydowanie nie miałem głowy do "Archipelago" i od połowy rozgrywki płakałem w duchu, żeby się skończyła. To jedna z tych gier, w której budujesz swój "silnik". Sprzedajesz, powiedzmy, ryby, za co kupujesz surowce na wybudowanie rynku, dzięki czemu możesz sprzedać jeszcze więcej ryb, za co kupisz więcej statków do łowienia ryb, a za więcej sprzedanych ryb kupujesz port, dzięki czemu możesz sprzedać JESZCZE WIĘCEJ RYB. Powiedzmy, że nie czekałem w napięciu, co przyniesie każda kolejna runda gry.
Z drugiej strony, konwenty nie sprzyjają długim rozgrywkom o skomplikowanych zasadach. Z chęcią zagrałbym w nią jeszcze raz w domowym zaciszu. Ale zdecydowanie nie dałbym za nią 240zł.
Na plus trzeba jej zaliczyć kilka bardzo interesujących mechanik, to, że gra zachęca do negocjacji i przekupywania siebie nawzajem i trzy warianty modyfikujące długość rozgrywki. Ale sam core "Archipelago" mnie nie zachwycił.
?/10
Article 27
The UN Security Council Game
TA GRA MA MŁOTEK.
Każdy z graczy wciela się w jedno z najbardziej wpływowych państ zasiadających w ONZ, po kolei zostając jego przewodniczącym. Forsowanie ustaw, przepychanki słowne, sprzeczne polityki, dawanie w łapę, vetowanie, a co najlepsze, udawanie koszmarnego akcentu!
Jest szybka, ma łatwe zasady i możliwość grania aż w szóstkę, co się rzadko zdaża, a jak już się zdaża, to w większości wypadków gracze w udręce czekają na swoją turę. Tutaj wszyscy grają jednocześnie! Krzycząc i rzucając łapówkami przez całą długość stołu.
Chociaż grałem w nią tylko raz, nie spodziewam się, by miała jakiś specjalnie duży replayability. Raczej nie chciałbym w to tłuc rozgrywka za rozgrywką. Ale raz na jakiś czas? PEWNIE!
Poza tym - TA GRA MA MŁOTEK.
7/10
TOKAIDO
Do 5 odlicz! Wszyscy są? To idziemy.
Gdzie? Do Edo, stolicy Japonii. Przepięknym szlakiem, zwanym Tokaido. W czasie podróży spotkamy wielu ciekawych ludzi, ujrzymy kilka malowniczych widoków, nakupujemy tonę zbędnych bibelotów i zjemy sporo przepysznych potraw.
A także porządnie się odmóżdżymy. Bowiem nasza wycieczka niezbyt sprzyja myśleniu. Idziemy przed siebie i robimy rzeczy. Ludzie, których spotykamy są kolorowi, a widoki przepyszne, ale sama trasa to długa kreska okraszona ikonografią - co jest dziwne w podróży polegającej na delektowaniu się urokami Japonii.
Prawdopodobnie po mózgożernym maratonie intryg politycznych w Westeros i błaganiu bogów o ziarno w Tzolk'inie, zaparzenie herbaty i skręcenie w stronę Tokaido może być relaksujące. Ja udałem się do Edo raz. Nie będę płakał, jak już nigdy tam nie pójdę. A patrzący na naszą wędrówkę przez lornetkę Kanister stwierdził, że miał dość nawet po samej tylko obserwacji.
Wierzę mu.
4/10
POKOLENIA
Ta gra powinna nazywać się "Wszystko co kochasz umiera".
Każdy z graczy kieruje poczynaniami jednej z rodzin zamieszkujących tytułową wioskę (tytułową przynajmniej w wersji angielskiej). Rozmnażamy się, zbieramy plony, wysyłamy kolejne pokolenia swojej rodziny w świat, na stołki w ratuszu i do zakonu. PO CZYM BEZLITOŚNIE ICH MORDUJEMY. Albowiem po śmierci trafiają do kroniki wioski, w której opisywani są jej najbardziej wpływowi mieszkańcy. Lecz jeśli rozdział poświęcony rzemieślnikom jest już pełny, każdy kolejny uśmiercony rzemieślnik trafia do anonimowego grobu. Naprawdę zabawne były ostatnie rundy, w czasie których na wyścigi zabijaliśmy swoich najbliższych, próbując zapełnić ich jeszcze ciepłymi ciałami kronikę.
"Pokolenia" dostały prestiżową nagrodę na Essen w 2012 w kategorii gier zaawansowanych. I widzę dlaczego. Mechanika upływu czasu i zabijania kolejnych członków swej rodziny jest oryginalna i ciekawa, a zagadnienie, kiedy bardziej opłaca nam się posłać wujka do wczesnego grobu, a kiedy lepiej przytrzymać go w kościelnej ławie do końca gry, żeby nabił nam punkty - wyzywające. Solidna mózgopralnia z przyzwoitym, jak na eurogrę, poziomem negatywnej interakcji między graczami.
7/10
SURVIVE
Escape from Atlantis!
O BOGOWIE ATLANTYDA TONIE! Szybko, wskakuj do łódOMÓJBOŻE WIELORYB ROZERWAŁ JĄNASTRZĘPY! Do wody! Wskakuj do wody i płyń ile sił w łapach! Tylko uważaj na rekiny i morskie potwoRAGHARGHRAGBJHAKASF...
Atlantyda tonie, a twoim zadaniem jest dopilnować, by jak najwięcej twoich ludków dotarło do jednej z czterech okolicznych wysp. I przy okazji udupienia jak największej ilości ludków przeciwnika. Bardzo proste zasady i tona radosnej interakcji między graczami sprawia, że "Survive" jest dobrym pretendentem do "mojej pierwszej gry planszowej". Z napięciem czekasz na swoją kolejną turę, z przerażeniem w oczach patrząc, jak wieloryby rozpieprzają w drobny mak łodzie pełne twoich ludzi, rzucając ich rekinom na pożarcie.
OCUPADO! Co znaczy - "wypierdalaj!" (z podrowieniami dla Dema)
8/10
OCUPADO! |
RACE FOR THE GALAXY
Narodziny Imperiów
Już w czasie pierwszej tury czułem niezdrowe podniecenie. Dobierając, kładąc i odrzucając karty byłem niesamowicie zajarany. Absolutnie nie mam pojęcia dlaczego. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem tak skonfundowany, jak przy przeglądaniu całkowicie pokręconej ikonografii kart mojej otwierającej ręki. Ilustracje są co najwyżej przeciętne. A interakcja między graczami jest znikoma - to praktycznie pasjans multiplayer. A ja gram w gry planszowe głównie dlatego, żeby być kutasem i rozpychać się łokciami z innymi!
Co więc sprawiło, że tak bardzo zakochałem się w "Race for the galaxy"? Bogowie mi za świadków, że nie wiem. Ale miałem niesamowitą radochę przeczesując bezbrzeżny kosmos w poszukiwaniu kart, rozwijając moją militarną potęgę i podbijając kolejne planety. I dopiero co liznąłem tę grę! Wygrałem budując potężne, despotyczne imperium, pożerające brutalnie każdą kolejną planetę, która śmiała stanąć na mojej drodze. A można postawić na produkcję i handel! Badać obce cywilizacje i przeprowadzać eksperymenty genetyczne! Rozwijać się technologicznie! Tyle opcji!
"Race'a" pozostawię jednak bez oceny, bo czuję, jakbym po jednej, szybkiej rozgrywce dopiero wszedł do dealera i karnął się samochodem na jeździe próbnej. Ale, póki co, to moja ulubiona gra tej edycji GRAMY!
?/10
Uwielbiam wszystkie zdjęcia promujące jakiekolwiek gry w klimatach S-F. KARTY NA TLE KOSMOSU! WOOO! |
Honorable mentions:
- "Sabotażysta", który jest rewelacyjną grą (komiksiarze w niego łupią na zdjęciu powyżej)
- "Room 25" w którego nie grałem, ale Kanistrowi bardzo się podobał. Jak twierdzi, to "Film "Cube", tyle, że z podziałem na dwie drużyny i nikt nie wie, do której należą wszyscy inni". Czyli mechanika traitora z eksploracją ruchomej planszy.
- "Tzcutlaczycośtam, nie wiem" - To jedna z tych abstrakcyjnych gier, w której przesuwa się kafelki po planszy. Na jej obronę trzeba powiedzieć, że nie jestem dużym entuzjastą gier logicznych, poza nielicznymi wyjątkami. Ale wydawało mi się, że chciała być prosta i przejrzysta, wiecie, "easy to learn, hard to master", ale sprawiała wrażenie pokracznie zaprojektowanej i była nastroszona niepotrzebnymi opcjami. Nie pamiętam, jak się nazywała i szczerze mówiąc? Nie chce mi się sprawdzać.
- "Taluva", która jest prześliczna i bardzo chciałem w nią zagrać. Ale nam się nie udało.
- "Troyes". Kiedyś w ciebie w końcu zagram. Kiedyś. Na pewno.
- "Kemet", "Time'n'Space", "Galaxy Trucker", "Ugg-Tect" i "Posiadłość Szaleństwa", w które chciałem zagrać, ale ich nie było w wypożyczalni.
Na koniec, tak JAKBY w temacie - zrobiłem kartę postaci do settingu "Deadlands", opartego o mechanikę "Savage Worlds". Bo oficjalną kartą w polskiej wersji można sobie co najwyżej dupę podetrzeć.
Kto nie wie, co to Deadlandsy - cztery słowa: dziki zachód + steampunk + magia. Kowboje na jetpackach. W roli czarodziei kanciarze rzucający zaklęcia przy pomocy talii kart. Nieumarli rewolwerowcy. Miód.
Jeśli ktoś gra w Deadlandsy - częstujcie się.
Pewnie dałeś Tokaido tak niską ocenę, bo to ja wygrałem a nie ty
OdpowiedzUsuńGdybym wygrał byłoby 5/10 :D
UsuńSpell, to Ty grasz w planszówki? :O
OdpowiedzUsuńPograj w RftG z Keldonem (całkiem mądre AI, program do pobrania za darmo). To jest najlepsza gra ever. Tylko pamiętaj: jedyna słuszna wersja to 2 player advanced.
Będziesz na Polconie? :>
No właśnie jestem w trakcie obczajania z komiksiarzami RftG na boardgamearena.com, na której jest sporo planszówek do ogrania przez przeglądarkę.
UsuńNa Polconie mnie nie będzie.
TO tzoczszasjkdjalwe nazywało się Codinca, i w niedziele też w to pyknęliśmy - jest stosunkowo proste do wytłumaczenia ludziom którzy to widzą pierwszy raz w życiu, a i sama gra też jest niezła :D
OdpowiedzUsuńEjże, 22 czerwca w Muzeum Marynarki Wojennej jest "Sobota z planszówkami", więc jakby ktoś miał niedosyt to MMW serdecznie zaprasza:
OdpowiedzUsuńhttps://pl-pl.facebook.com/events/596266067059228/?ref=22 Organizuje to m.in. Razem przeciw Sobie, czyli ludzie od GRAMY, więc specjalnie odmiennych gier nie będzie, niemniej jakby ktoś miał niedosyt po festiwalu to może spędzić kilka godzin w "placówce dziedzictwa kulturowego".
Ah, akurat 22 VI nie mogę. Ale chętnie bym wpadł.
Usuń