Świeżo nabyte na MFKiG komiksiki powoli się czytają, więc postanowiłem zrobić garść mini-recenzji. Za recenzenta się nie uważam i nie wiem, czy kogokolwiek obchodzi moje zdanie względem oceniania komiksów, więc nie rozpisuję się zbytnio. Chociaż w niektórych przypadkach mógłbym.
Oj, mógłbym.
Patrzę na Ciebie, Lobo.
Zacznijmy może od komiksów, które miałem okazją przeczytać w drodze powrotnej z festiwalu. Zwykle robię tak, że w autobusie/pociągu nie połykam moich zakupów, tylko cudze. Dzięki temu mam okazję poczytać komiksy, których sam nigdy bym nie kupił. Albo się z zakupem waham.
A że Luna wydała jakąś chorą ilość pieniędzy na Batmany, to całą drogę do Gdańska czytałem praktycznie tylko Batmany. No i jednego Wolverine'a od Lutka. No i Lobo. Ale o nim...
Jedziemy.
Lobo #1 (Cullen Bunn, Reilly Brown)
Oj, mógłbym.
Patrzę na Ciebie, Lobo.
Zacznijmy może od komiksów, które miałem okazją przeczytać w drodze powrotnej z festiwalu. Zwykle robię tak, że w autobusie/pociągu nie połykam moich zakupów, tylko cudze. Dzięki temu mam okazję poczytać komiksy, których sam nigdy bym nie kupił. Albo się z zakupem waham.
A że Luna wydała jakąś chorą ilość pieniędzy na Batmany, to całą drogę do Gdańska czytałem praktycznie tylko Batmany. No i jednego Wolverine'a od Lutka. No i Lobo. Ale o nim...
Jedziemy.
Lobo #1 (Cullen Bunn, Reilly Brown)
Pomińmy fakt, że najnowsza inkarnacja
Lobo z rebootu uniwersum DC to jeden wielki, środkowy palec pokazany
fanom Lobo.
Starałem się podejść do tego
komiksu jak do jakiegoś osobnego bytu. Na świeżo. I dostałem miałką papkę.
Autorzy usilnie (i bardzo nieudolnie) starają się przekonać
czytelnika, że ich młody, dręczony koszmarami (bu-huuu)
protagonista jest super bad-ass, totalnie nam uwierzcie! Fabuła
ogranicza się do "Lobo zabija kosmitów". Sama postać
Lobo jest wycięta z kartonu i absolutnie nieinteresująca.
2/10 – Desakracja
Komiks owiany legendą. Nie
rozczarowałem się. Krótki i słodki. Scenarzysta Alan Moore
doskonale wie co robi – żaden kadr nie jest zbędny, a sceny są
perfekcyjnie rozpisane. Rysownik Brian Bolland pokazuje fantastyczne
zrozumienie języka komiksu.
Wg. mnie wisieńką na torcie jest
Joker, który w jednej z bardziej szokujących scen jest ubrany w
shorty i hawajską koszulę. Strój tak absurdalny i niepasujący do
sytuacji, że dodaje tylko psychotycznej grozy postaci. Joker
powinien zdecydowanie częściej zmieniać ubiór.
10/10 – Klasyka gatunku
Czułem się oszukany. Obiecano mi elseworlda pokazującego realistyczną interpretację Batmana. I tak komiks się faktycznie zaczyna, bo Bruce Wayne to opętany rządzą zemsty za śmierć rodziców nastolatek, który regularnie dostaje wciry i spada z dachów. Ale autorzy bardzo szybko o tym zapominają i tak od połowy komiks staje się sztampową opowieścią o Nietoperku.
Sam w sobie byłby po prostu przeciętny
(ale z dobrym początkiem), gdyby nie zatrzęsienie wkurzających
dupereli, źle napisanych scen, durnych dialogów i dziur w logice,
które skumulowały się, tworząc mój osobisty festiwal wzdychania
i przewracania oczami.
4/10 – Zmarnowany potencjał
Wolverine z dupy jedzie sobie do
Japonii, wpada do losowego klasztoru i zaczyna walczyć z kimś, kogo
ostatni raz widział kilkadziesiąt lat temu. Między wymianą ciosów
wspomina owo spotkanie sprzed lat.
Pomimo głupiego początku, komiks czyta się bardzo dobrze. Wolverine charyzmatyczny jak zawsze. Kilka głupot tu i tam, widać, że scenarzysta nie miał pojęcia, jak zakończyć całą walkę (co przyznają same postacie w komiksie xD). Ale – jak mówiłem – czyta się dobrze i bez większych zgrzytów. Rysunki Eduardo Risso jak zawsze fantastyczne. Kadr Logana po wybuchu bomby atomowej mógłbym powiesić sobie na ścianie i patrzeć na niego całymi dniami.
Pomimo głupiego początku, komiks czyta się bardzo dobrze. Wolverine charyzmatyczny jak zawsze. Kilka głupot tu i tam, widać, że scenarzysta nie miał pojęcia, jak zakończyć całą walkę (co przyznają same postacie w komiksie xD). Ale – jak mówiłem – czyta się dobrze i bez większych zgrzytów. Rysunki Eduardo Risso jak zawsze fantastyczne. Kadr Logana po wybuchu bomby atomowej mógłbym powiesić sobie na ścianie i patrzeć na niego całymi dniami.
Batman Earth-1 - Osobiście, najbardziej przypadł mi z całego zeszytu mr. Bullock który bardzo przypominał American Psycho. I moment kiedy święty atrybut Batmana czyli pistolet z linką i harpunem - niedbale rozłożona linka i pierwsza linka. Poza tym, i zastraszonym Gordonem nie zrozumiałem idei tego komiksu -> czym to się różni od pozostałych ziem? Nie ma tu ukazanej żadnej skrajności batmana, w zasadzie to można powiedzieć że jest to bardzo słabo opowiedziany rok pierwszy, w którym to Bruce otrzymuje fokę aprobaty po skopaniu jakiegoś kaleki.
OdpowiedzUsuńNoo, po recenzji nowego Lobo masz duuuuże u mnie probsy, bro xD Twoje recenzje tylko koją moje bóle, jakie uczynili dla fanów owi autorzy. Są zabawne, szczere, pomimo iż subiektywne, to lepsze niż mimo wszystko obiektywne oceny "ratujące komiksiki przed pożarciem przez rozwścieczonych fanów". I jeszcze raz dzięki, że się łączysz w gniewie z nami, fanami Ważniaka :D BTW. będę dziś na zajęciach. Pozdro.
OdpowiedzUsuń~Ada