Byłem na jesiennej edycji GRAMY. Grałem w gry. Grałem w gry na GRAMY.
Tak.
Dungeon Bazar
Cranio Creations
Projektanci - Paolo Cecchetto, Simone Luciani, Daniele Tascini
Ilustrator - Valentina Moscon
Pod względem tematyki to jedna z
najciekawszych planszówek, w jakie dane mi było grać. Biegamy
kupcami po lochach wraz z bandą naszych goblinów-przydupasów i
odzieramy trupy bohaterów z ekwipunku. Następnie opychamy te
second-handy nowo przybyłym bohaterom, zarabiając kupę złota
(albo i nie). Ci ładują się do lochu i giną, zabici przez smoka
(naszego szefa i prezydenta kompani Dungeon Bazar). I znowu ładujemy
się do lochów, żeby zedrzeć ekwipunek z poległych. I sprzedać
go kolejnym herosom.
Pierwsza strona instrukcji. Już mi się podoba! |
Tyle z plusów.
Poza tym mechanika w większości słabo
odwzorowuje bieganie po lochach, żerowanie na poległych i
pracowanie dla smoka. Graficznie słabo. Kafle podziemi aż się
proszą o fajne ilustracje, tymczasem wszystkie są kopiuj-wklejkami.
Portrety kupców wyglądają wręcz jak żywcem wyjęte z jakiejś
gry familijnej Granny.
Doliczcie do tego największą ilość
fakapów, jakie w życiu widziałem w planszówce. Karty oznaczone na
rewersie jako artefakty okazują się być na awersie potionami, a
potiony artefaktami. Tylko część kafli podziemi ma oznaczone
miejsce do położenia na nich kart, chociaż powinny mieć je
wszystkie (poza jedną). Po kolei nawiedzają nasze sklepy
bohaterowie pierwszego, drugiego i trzeciego poziomu - człowiek by
pomyślał, że to idealna okazja do namalowania coraz bardziej
epickich pakerów. Nope. Talia każdego levelu bohaterów pod
względem ilustracji jest identyczna. Co jest po prostu lenistwem. I
kłóci się z tematyką gry.
Jeśli zaciekawił was temat, to
spróbujcie. Jeśli nie, to są setki lepszych gier do obadania.
3/10 – Trzeciolevelowy fakap
- - - - - - - - - -
Kemet
Matagot
Projektanci - Jacques Bariot, Guillaume Montiage
Ilustratorzy - Dimitri Bielak, Emile Denis, Nicolas Fructus
Lżejsza w zasady, szybsza i
agresywniejsza "Gra o Tron". Tak możnaby spokojnie
podsumować "Kemeta" w jednym zdaniu.
Rozwijając - napierniczamy się
armiami w mitologicznym, starożytnym Egipcie. Rozbudowujemy swoje
piramidy (które na planszy są reprezentowane przez duże k4!),
które z kolei dają nam dostęp do kafli mocy. Kafli jest masa. A
wszystkie mocno przegięte. Co bardzo lubię, bo wszyscy gracze mają
do nich równy dostęp. Kupienie każdej daje znaczną przewagę, co
kończy się spektakularnymi rozróbami.
Wisienką na torcie są unikalne
jednostki, które wchodzą w skład twojej armii po kupieniu pewnych
kafli mocy. Sfinksy, mumie, feniksy, olbrzymie skarabeusze! I tak jak
wszystkie kafle mocy, bestyjki mogą być kupione tylko przez jednego
gracza. Masz bestię – to twoja bestia. I tylko twoja. Co dodaje
specjalnym jednostkom unikalności i smaczku.
No dajesz, ho na solo. Mój skorpion i twój wąż, jedziemy! |
Gra jest przepiękna. Radują serce
zwłaszcza tak nieważne dla rozgrywki detale, jak fakt, że każda
armia ma inny model figurek żołnierzy. A figurki jednostek
specjalnych aż krzyczą, żeby wcielić je w swoje szeregi.
Udało mi się zagrać w "Kemeta"
tylko raz, ale od razu chciałem grać znowu i znowu! Bo poza "jak
mogę to rozegrać inaczej" dochodzi też chęć przetestowania
innych kafli mocy i wcielenia w swoje szeregi innych jednostek
specjalnych.
Jeśli lubicie gry strategiczne –
ZDECYDOWANIE polecam.
9/10 – Wielka rozróba w egipskiej
dzielnicy
- - - - - - - - - -
Colt Express
Ludonaute
Projektant - Christophe Raimbault
Ilustrator - Jordi Valbuena
Wskakujemy do pędzącego pociągu na
Dzikim Zachodzie i kradniemy, strzelamy się, pierzemy po mordach,
biegamy po dachach i uciekamy przed szeryfem!
Powiedzmy sobie szczerze – "Colt
Express" to gra mocno imprezowa. Nie ma tam ostrych rozkmin.
Chociaż jest tu dużo planowania i przewidywania ruchów
przeciwnika, ten tytuł przede wszystkim dostarcza krzyków, machania
rękami i wysokich emocji. Plany powstają, żeby dwie sekundy
później inny gracz je zrujnował.
Trójwymiarowy pociąg nieco utrudnia przesuwanie bandytów i sprawdzanie, gdzie leżą jakie łupy, ale jest SUPER. |
Szata graficzna reprezentuje niestety
poziom deviantArta. Rysunki postaci wyglądają zwyczajnie amatorsko. Na uwagę za to
zwraca na siebie główne danie planszówki – trójwymiarowy
pociąg, którego wagony faktycznie stoją na stole. W ogóle
trójwymiarowe plansze są ostatnio coraz modniejsze. Wieszczę, że będzie tego tylko coraz więcej.
Fujka. |
Koniec końców "Colt Express"
jest idealny do rozegrania szybkiej partyjki pomiędzy cięższymi
tytułami. Albo do grania z ludźmi, którzy niespecjalnie grywają w
plansze. Dostarcza masę emocji i frajdy. Spokojnie można go położyć
na tej samej półce co "King of Tokyo".
7/10 – Udany napad
- - - - - - - - - -
Przebiegłe Wielbłądy
Lucrum Games
Projektant - Steffen Bogen
Ilustratot - Dennis Lohausen
Czarny wielbłąd festiwalu. Sam nigdy
bym nie obrał tej gry na celownik. Na szczęście przyjaciele mi ją
pokazali, machając rękami i tocząc pianę.
Dlaczego nigdy sam bym jej nie
przetestował? Bo to bardzo losowa gra. Wielbłądy się ścigają,
pędząc jak powalone dookoła piramidy. A my obstawiamy. Losowość
wynika z tego, że o ilości przebytych przez każdego wielbłąda
pól decyduje rzut kością. Ale gra balansuje to innymi
mechanizmami.
Nienawidzę gier losowych. A pokochałem
"Przebiegłe Wielbłądy". To nie "Munchkin", w
którym nie masz na nic wpływu, a gra toczy się praktycznie sama. Jasne, to wciąż hazard . Ale ryzyko jest
kalkulowane. Czy chcemy postawić na "pewniaka" i zarobić
mniej kasy, bo wszyscy na niego już postawili? Czy na wielbłąda,
który ma minimalną szansę wygrać i zgarnąć górę szmalu?
Sytuacje bywają naprawdę nieprawdopodobne. W jednej z gier żółty
wielbłąd znajdował się daleko przed wszystkimi, dwa pola od mety.
A skończył jako ostatni.
Wielbłądy jadące na innych wielbłądach to tutaj nierzadki widok. I, szczerze mówiąc, chyba mój ulubiony myk tej gry. |
Gra dostarcza wiadra emocji. Zwłaszcza
ostatnia runda, gdy wielbłądy zbliżają się do mety. Pełne
napięcia oczekiwania na wynik rzutu kością, po którym następują
krzyki zachwytu i rozczarowane wycia. Nie raz się zdarzało, że
gracze zagrzewali wielbłądy do boju okrzykami i przyśpiewkami.
Mogę się przyczepić do piramidy z
kartonu, za której pomocą losuje się który wielbłąd i o ile pól
się przesunie. Jest zwyczajnie źle skonstruowana – kości albo
nie chcą wypaść, albo zamiast jednej wypada kilka na raz. I do
tego na pewno winduje cenę gry. Ale rozumiem, czemu się tu znajduje
– takie losowanie kości wywołuje więcej napięcia niż zwykły
rzut kością.
"Przebiegłe wielbłądy"
mają oznaczenie wiekowe "od 8 do 108". I chociaż ten żart
był zabawny tylko za pierwszym razem, to zdecydowanie się z tym
zgadzam. Warto też dodać, że zdobyły w tym roku prestiżową
nagrodę Spiel Des Jahres (czyli grand prix) na chyba najważniejszym na świecie
festiwalu gier planszowych w Essen.
Dlatego nic dziwnego, że gdy brat do
mnie zadzwonił i powiedział, że chce mi kupić na święta grę
planszową, bez zastanowienia odpowiedziałem "kup mi Przebiegłe
Wielbłądy".
9/10 – Będzie grane aż do
zajechania planszy
- - - - - - - - - -
Dungeon Fighter
Cranio Creations
Projektanci - Aureliano Buonfino, Lorenzo Silva, Lorenzo Tucci Sorrentino
Ilustrator - Giulia Ghigini
Jesteśmy drużyną. Biegamy po
lochach. Walczymy z potworami.
Nuda? Tak. Z jednym wyjątkiem – owe
potwory pokonujemy za pomocą rzutu kością...
CHWILA. Jeszcze nie skończyłem!
Rzutu kością do CELU. Na środku
stołu leży plansza wyglądająca jak tarcza do rzutek. Naszym
zadaniem jest rzucić kością tak, by odbiła się raz od stołu i
wylądowała na planszy. Trafimy – dajemy wycisk potworowi.
Pudłujemy – potwór daje wycisk nam. Dodatkowo, jeśli na kości
wypadnie symbol oka, możemy aktywować jedną z umiejętności
naszego bohatera.
Dodajcie do tego różne modyfikatory
dawane przez przeciwników albo ekwipunek. Rzut z łokcia,
zdmuchiwanie kości z dłoni, odbicie od stołu nie raz, a dwa razy i
tak dalej. Do tego modyfikatory się kumulują. Najbardziej
hardkorową kombinacją, która nam wyszła, był chyba rzut z
wyskoku z zamkniętymi oczami.
W czasie pierwszej partii wytarto nami
podłogę. Wtedy odszedłem od planszy, bo elementy zręcznościowe
to zdecydowanie nie to, czego szukam w grach. Zwłaszcza w moich
lochach i smokach. Ale ekipa z którą grałem zacisnęła zęby i
próbowała jeszcze dwa razy, aż udało im się utłuc ostatniego
bossa.
Jeśli planszówka z elementami
zręcznościowymi wzbudziła wasze zainteresowanie – zdecydowanie
obczajcie. Zwłaszcza biorąc poprawkę na to, że jest to unikat bez
większej konkurencji na swoim polu. Jeśli, tak jak ja, od planszy
oczekujecie mózgotrzepu i bycia kutasem dla współgraczy –
możecie sobie darować.
6/10 – Unikalna ciekawostka
- - - - - - - - - -
Robinson Crusoe: Adventure on the Cursed Island
PortalProjektant - Ignacy Trzewiczek
Ilustratorzy - Miliard (boardgamegeek twierdzi, że ośmiu)
Nie lubię gier kooperacyjncyh (za
mało w nich bycia kutasem). Ale Robinson został okrzyknięty
najlepszą kooperacyjną grą planszową ostatnich lat. A takie hasło
przykuło moją uwagę. Musiałem spróbować.
Rozegraliśmy scenariusz dla
początkujących. Autentycznie czułem się jak rozbitek na bezludnej
wyspie walczący o przetrwanie z siłami natury i lokalną fauną.
Zanurzenie w klimat był przefantastyczny. Plus gra wygląda bardzo
ładnie.
Ludzie z którymi uciekłem z wyspy
zagrali potem drugi raz w inną misję. Mieli za zadanie zbudować
pięć drewnianych krzyży na przeklętej wyspie. Złamali
scenariusz, rushując budowę krzyży i nie przejmując się niczym
innym. Ich zdrowie skakało z samolotu bez spadochronu, padali po
kolei jak muchy. Ale wygrali w jakąś śmieszną ilość tur,
ignorując zbieranie jedzenia, rozbudowę obozu i wynajdywanie
niezbędnych do przetrwania przedmiotów. Po prostu zbierali drewno i
sklejali z niego krzyże. Podcierając sobie przy tym tyłki duchem
gry i pozostawiając niesmak w swoich ustach.
Więc mam mieszane uczucia. No i wciąż
nie lubię gier kooperacyjnych. Ale z chęcią dałbym Robinsonowi
drugą szansę.
6/10 – Fantastyczny klimat...chyba?
Gry kooperacyjne to pomyłka. Po co grać w grę, w której nie jesteś JEDYNYM I NIEPODZIELNYM ZWYCIĘZCĄ? ;)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, największym kutasem to można być np. w chińczyku ;D
OdpowiedzUsuńThis is a awesome information How to cast a love spells
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń