czwartek, 21 maja 2020

Patyczaki Jana Mazura - co to w ogóle znaczy "ładny" komiks?



Kiedy myślę o ładnych komiksach w mojej głowie jeden artysta rozpycha się łokciami przed tłum innych.

A może raczej wszyscy inni rozstępują się przed nim jak morze Czerwone, w cichym, pełnym namaszczenia podziwie.

Jakub Rebelka.



*śpiew anielskiego chóru*

Przy lekturze komiksu Rebelki szelest przewracanych stron zastępowany jest przez odgłos otwierania kolejnych bram niebios. Oglądając jego prace czuję się jak średniowieczny wieśniak wkraczający do barokowej katedry.

Byłem ślepy, ale oto widzę.




Nie wierzyłem, ale oto pochylam głowę w cichej modlitwie.



...


No i jest też Jan Mazur.



*odgłos zwiędłej trąbki*


Obaj twórcy są na mojej liście autorów, których rzeczy kupuję w ciemno. Cokolwiek wydadzą - nie potrzebuję żadnych rekomendacji, bo już stoję w kolejce.

Ale Mazur nie trafił na tę listę pomimo jego rysunków. To nie tylko świetny scenarzysta. To świetny autor komiksów. Bo komiks to coś więcej, niż połączenie obrazków i tekstu. To sposób, w jaki je łączysz.

Komiks, jak każde inne medium, ma worek swoich unikalnych trików. Do tego obranie konkretnej stylistyki otwiera przed tobą cały nowy worek trików, niedostępny dla innych. Jeśli zdarza się wam grywać w RPG, to pomyślcie o tym tak, że medium komiksu to wasza klasa postaci, a to, w jaki sposób rysujecie, to wasza podklasa.

A podklasa Jana Mazura pozwala mu na robienie rzeczy, o których Rebelka ze swoim chórem anielskim (który, jak podejrzewam, wszędzie za nim chodzi) może tylko pomarzyć. Opowiem o tym na przykładzie chyba mojego ulubionego komiksu Jana Mazura - "Przypadek pana Marka".





Podkreślanie przez odejmowanie

Tytułowy pan Marek to osiedlowy dozorca, którego dni schodzą na zamiataniu chodników i piciu herbaty w pustym mieszkaniu. I tą jego cichą, skromną, ale przejmująca samotność Mazur mistrzowsko ujmuje paroma wymierzonymi liniami.




Powiedzieć, że ten komiks jest rysowany prosto i minimalistycznie, to jakby nic nie powiedzieć.

To prawie tak, jakby Mazurowi ktoś pokazał wykres Scotta McClouda w "Zrozumieć komiks" przedstawiający gradację między rysunkiem realistycznym, a uproszczonym  -




A Mazur potraktował to jako wyzwanie.




Łatwo sobie wyobrazić kadr przedstawiający smutnego pana Marka siedzącego w pustym pokoju -





Ale z większą ilością detali.




W końcu komiks to wizualne medium, a "nie mów, pokaż" to jego złota zasada. Moglibyśmy narysować gdzieś tam pustą ramkę na zdjęcie. Albo drugie krzesło, wsunięte blisko do stolika, żeby podkreślić jego nieużytek. Opowiedzenie czytelnikowi o postaci przy pomocy zilustrowania jej najbliższego środowiska zwykle jest bardzo dobrym pomysłem. Ale w tym przypadku mylnym.

Bo stracilibyśmy tą dojmującą pustkę, która tak wdzięcznie podkreśla samotność postaci. Rysując absolutną syntezę sytuacji autor przedstawia czytelnikowi to i tylko to, na czym chce, żeby odbiorca się skupił:

Mężczyzna siedzący samotnie w pustym pokoju.




A te wszystkie detale? Meble, dywany, lampy i inne sprzęty? One wciąż tam są, w nawiasie naszego umysłu. To, że autor nie narysował postaciom ust, nie znaczy, że ich nie mają. To niezagrane nuty, które swoją nieobecnością pozwalają lepiej wybrzmieć tym zagranym.

Dlatego tak uwielbiam te wszystkie onomatopeje umieszczone w "Przypadku pana Marka".




Medium komiksu już samo w sobie zmusza czytelników do uzupełnienia swoich luk. Dostajemy garść statycznych obrazków i sami musimy je połączyć w swoich głowach. Dopowiedzieć sobie, co się stało pomiędzy nimi.

Jan Mazur pcha nas jeszcze dalej. Przez brak wizualnych bodźców cała moja uwaga skupia się na tym, co podsuwa mi autor. Tupot nóg, bulgotanie gotującej się wody, szuranie miotły. Te proste, codzienne onomatopeje, zestawione z pustką kadrów donośnie rozbrzmiewają w mojej głowie.

"Przypadek pana Marka" to jest chyba jedyny komiks, który naprawdę słyszę.

Ta synteza nie działałby, gdyby komiks został narysowany przez "lepszego" rysownika.


 Mam sądowy zakaz zbliżania się do Jakuba Rebelki, zatem z braku laku w roli "lepszego" rysownika występuję ja sam.


Nagle zaczęlibyśmy podważać brak mebli w mieszkaniu. Prostotę formy. Rzeczywistość przedstawiona w komiksie przestałaby być naszą rzeczywistością. Stałaby się jakimś dziwnym, równoległym wymiarem i tylko przeszkadzałaby w odbiorze opowieści.

No to narysujmy te kadry "normalnie". Przedstawmy naszą rzeczywistość. Wypełnijmy mieszkanie meblami, kuchnię sprzętami.


Już pominę, że obrany tu przeze mnie styl dramatycznych, ciężkich cieni podbija dramaturgię. Cicha melancholia bohatera przemienia się w dojmujący smutek, jakby zmarła mu co najmniej matka.


No właśnie, ale nagle niezagrane nuty stają się zagrane. A bukiet kwiatów poprzednio wręczony solistce rozpierzcha się pomiędzy wszystkich muzyków.

I to jest właśnie crux całego komiksu. Jan Mazur nie rysuje "źle", nie rysuje "słabo". Rysuje dokładnie tak, jak wymaga tego przedstawiona przez niego historia o smutnym, samotnym, nieśmiałym panu. I właśnie dzięki temu owa historia wybrzmiewa jeszcze lepiej.

Zakończenie komiksu świetnie ilustruje o co mi chodzi.








Pan Marek wbrew swojej woli zostaje wplątany w przepychanki o stołek prezesa zarządu rady osiedla i staje się pionkiem w rozgrywkach pomiędzy dwoma zaciekłymi kandydatami. Nieasertywny i nieśmiały zgadza się na wszystko, o co go poproszą. Nawet, finalnie, o wybicie szyby kamieniem i zarysowanie samochodu kluczem. Tyle, że po byciu wykorzystywanym tak długo, w końcu coś w nim pęka i rzuca nie jeden kamień, a cały ich worek, a zamiast zarysować auto kluczem demoluje je pałką.

I widzę oczami wyobraźni tę scenę rysowaną przez "lepszego rysownika". Dramatyczne ujęcia na twarz pana Marka. Ściągnięte ze wściekłości brwi, oczy wypełnione frustracją, usta wykrzywione gniewem. Uniesiona w jednym kadrze pała, w drugim wściekle waląca w karoserię, odłamki lakieru strzelające we wszystkie strony. Ujęcia na wystraszony i skonfundowany tłum gapiów.

Ale po co?

Bo "Przypadek pana Marka" to nie jest opowieść, jak wiele innych, która udaje, że przedstawiony skrawek życia bohatera jest tym najważniejszym, najdonioślejszym, który na zawsze odmieni jego życie.

To wszystko jest bez sensu.

Przepychanki o stołek są bez sensu. Tytuł prezesa zarządu rady osiedla jest bez sensu. Wybicie komuś okna i zdemolowanie samochodu, choć jest dramatycznym klimaksem całej opowieści, w skali całego życia bohatera też nie ma większych konsekwencji.

Bo oto w epilogu widzimy jak pan Marek podejmuje nową pracę.




Cała finałowa scena, jak zresztą reszta komiksu, jest ujęta z suchego dystansu. Puste, wręcz nieme twarze postaci wydają się nic nie wyrażać. Dzięki temu zamiast zagłębiać się w skrajne emocje chwili łatwo dostrzegamy bezsens całej sytuacji.

I życie, jak zawsze, toczy się dalej.



Uniwersalność

Kiedy czytałem "Przypadek pana Marka" po raz pierwszy byłem pod wrażeniem, jak bardzo mocno jest osadzony w polskiej rzeczywistości. Patrząc na ten kadr:




Widzę szare bloki z dużej płyty. Podobne do tych, w których się wychowałem.

Patrząc na to:




Widzę mój osiedlowy spożywczak, z zakratowanymi oknami i kasjerką w fartuszku.

Czytając tę onomatopeję:




Słyszę skrzypienie mojego nierównego parkietu.

Ale to wszystko jest w mojej głowie. To moja projekcja, uzupełniająca luki uproszczonej kreski. Jestem pewien, że wystarczyłoby zmienić polskie imiona na inne, a możnaby "pana Marka" pokazać prawie dowolnej osobie na tej planecie. I nagle ten kadr:




Zamieniłby się w czyjejś głowie w Brazylijskie budynki mieszkalne:




Albo ten kadr:




W osiedlowy sklep w Chinach:




Im bardziej realistyczna kreska, tym postacie stają się bardziej zdefiniowane, są swoim własnym, odrębnym bytem. Ale im bardziej kreska uproszczona, tym więcej wymaga od nas uzupełniania tego, czego brakuje. A uzupełniamy tym, co sami znamy i co nas otacza.



Co to znaczy "ładny" komiks?

Ktoś mógłby mnie spytać:

- Dobra, dobra, Spell, nachwaliłeś się Mazura. Jego kreska spełnia swoją funkcję. Ale, tak na koniec dnia, przyznaj się...czy ci się to w ogóle podoba?

- Co masz na myśli przez "podoba"? - odpowiem.

- Czy jest, no wiesz. Czy ten komiks jest ładny.

- Co to w ogóle znaczy "ładny"?

EchHHhh...przestań, kutwa, farmazonić i owijać w bawełnę. Ładny czy nie ładny?

Jeśli przez "ładny" masz na myśli, czy porusza mnie estetycznie?

Tak.

Prawda, to nie to samo, co ilustracje Jakuba Rebelki (*śpiew anielskiego chóru*), od których chce mi się robić znak krzyża i całować Jezuska po stópkach. Ale rysunki Jana Mazura mają dla mnie swój niepodważalny urok.

Ten poziom uproszczenia kreski pozwala na dość liberalne podejście do relatywnej skali rzeczy. Jak blok mieszkalny, który w rzeczywistości powinien być o wiele większy.




Przypomina mi to gry video, na których się wychowałem. W klasycznych tytułach Nintendo budynki rzadko kiedy były tych samych rozmiarów wewnątrz, co na zewnątrz.




Przypomina mi to także bardzo bliskie mojemu serduszku malarstwo średniowieczne, które miało równie luzackie podejście do skali. I też ukazywało wszystko "z boku".




Niewielkie w kontraście do rozmiaru kadru ludki Mazura przypominają mi też miniatury. A ja kocham miniatury.




Patrząc na takie zdjęcia dosłownie roztapia mi się serce.

"Pan Marek" to też bardzo rytmiczny komiks. A przecież rytm tradycyjnie uznawany jest za element piękna. Kadry jednakowych rozmiarów zapełniają miarodajnie strony. Postacie tych samych rozmiarów zapełniają kadry.




Dosłownie tych samych rozmiarów! Janek rysuje te ludki od linijki.

Uroczość.

Ale oczywiście to, co uznajemy za "ładne" jest bardzo subiektywne. Nic nie jest "obiektywnie piękne".

A nawet jeśli.

To czemu stawiamy "piękno" tak wysoko na liście naszych priorytetów w sztuce?

Uwielbiam twórczość Jana Mazura. Uwielbiam twórczość Dema.




Lubię też komiksy Jacka Świdzińskiego.


Strona z komiksu "Powstanie. Film Narodowy"


I zawsze, kiedy wracam do nich myślami, zastanawiam się - "co to w ogóle znaczy ładny komiks?".

Według mnie najlepsza sztuka prowokuje do przemyśleń.

Jan Mazur pisze o sobie: "scenarzysta komiksowy. Rysownik z przypadku". Ten koleś nie umie rysować! Sam się do tego przyznaje!

Ale o tym wie. Zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczeń. I to umiejętnie wykorzystuje.

Więc co to w ogóle znaczy "UMIEĆ RYSOWAĆ"?!



Perfekcja

Według mnie "Przypadek pana Marka" to dzieło skończone. Tak bliskie perfekcji, jak tylko człowiek może się zbliżyć. Jan Mazur dokładnie wie, jaką historię chce opowiedzieć i robi to po mistrzowsku.

To nie znaczy, że każdemu ten komiks się spodoba. To nie znaczy nawet, że jeśli ci się spodoba, to tobą wstrząśnie i odmieni twoje życie.

"Przypadek pana Marka" jest perfekcyjny jak kamyk, który znalazłeś w zeszłe wakacje nad morzem. Wypolerowany przez wodę hipnotyzuje swoją gładkością. Przyjemny w dotyku tak bardzo, że aż nie chcesz go wyrzucić. Ale w końcu to robisz i woda, z satysfakcjonującym "plum", pochłania go z powrotem. Z miejsca, w którym zniknął, wystrzeliwuje stożek wody. Od jego czubka odrywa się idealnie okrągła kropla wody, która na ułamek sekundy zawisa w powietrzu, żeby po chwili znowu zjednoczyć się z taflą wody.

Nikomu o tym nie opowiesz. Pewnie następnego dnia nawet nie będziesz o tym pamiętać.

Ale ten kamień. Ten moment.

Perfekcja.

Więc jak następnym razem ktoś mnie spyta: "Który komiks wolisz? Rebelki, czy Mazura?" Odpowiem, że obydwa. Medium komiksu jest szerokie jak morze.

Starczy miejsca dla wszystkich.





Disclosure: Znam osobiście Jana Mazura i bardzo go lubię. Ba! Zrobiłem z nim nawet komiks.

Jakuba Rebelki osobiście nie znam. Chyba, że włamywanie się do czyjegoś mieszkania i nabożne obserwowanie jak śpi można uznać za "znajomość".

Wszystkie strony Jakuba Rebelki są z komiksu "Judasz", narysowanego do scenariusza Jeffa Lovenessa.



3 komentarze: