Nagłówek narysowany dla infozina festiwalowego, który można było dostać pierwszego dnia. |
Na 23cim Festiwalu Komiksów i Gier w Łodzi było wszystko, oprócz Jima Carreya bazgrającego po ścianach. Festiwal syto dostarczył rozrywki, a ludzie dołożyli przyjaźni, uścisków i swobodnej rozmowy przy piwie. Niechaj poniższa relacja zachęci nieobecnych do przyjechania za rok. A i Ci, którzy byli, może znajdą coś ciekawego w tym tekście, bo zwyczajnie na festiwalu nie można być wszędzie.
"Cameron Stewat" zamiast "Stewart" |
Dzień 1 - Szalona podróż na imprezę bez światła
Mówili nam, że to niemożliwe. Śmiali się i pokazywali palcami. Przyjęliśmy wyzwanie.
Pojechaliśmy do Łodzi najbardziej pokręconą trasą, jaka była, nie licząc autentycznej łodzi wiosłowej. Udaliśmy się Polskim Busem do Warszawy, gdzie mieliśmy około 30 minut na przejechanie połowy stolicy i dotarcie na drugi Bus. Po opuszczeniu Gdańska gruchnęła wieść, że budowana 2ga linia metra osypała się i generalnie wsysa okolicę jak czarna dziura. Chaos, panika i ludzie w maskach gazowych otaczający kordonem dwie przecznice. Podobno strzelali z ostrej amunicji do każdego, kto próbował się wydostać, pod pretekstem, że osyp ich zmutował.
Na szczęście 1sza linia metra działała i zdążyliśmy. Po dotarciu na miejsce unieśliśmy dumnie pierś, ale Ci, co wcześniej nabijali się, że nie damy rady, tylko wzruszyli ramionami. Byliśmy jednak moralnymi zwycięzcami i klepaliśmy się ukradkiem po plecach.
Na miejscu tradycyjne before-party, na które przybywała choragiew za chorągwią. W sumie chyba z 20 komiksowych ludzików w niezbyt okazałym mieszkaniu. Byliśmy na tyle głośno, że sąsiedzi, omijając pertraktacje werbalne, wykręcili nam korki. Przynajmniej było romantyczniej.
Dzień 2 - 200% nerdozy i spadające gwiazdy
Manga. Gry video. Komiksy. Figurka Wolverina za 1068zł. Pluszowe kostki z MineCrafta. Przypinek z anime jak much na drożdzówce w cukierni latem. Rzędy półek wypchanych zagranicznymi komiksami. Grupy cosplayowców. Panele. Rzędy konsol i komputerów. Pachnące drukarnią komiksy. Puste portfele. A przez to wszystko wężyk Samby, który okazuje się być kolejką po autografy.
Ilustracja do "eMeFKa NEWS", infozina festiwalowego. Niestety, zabrakło dla niej miejsca. |
Z roku na rok część "iG" zyskuje coraz większy prestiż. Za pierwszym razem, bodaj 3 lata temu, gracze urzędowali w zupełnie innym budynku, a całość była raczej do eMeFKi doklejona. Trochę jak darmowa manga, którą Egmont dodawał do każdego zakupu. Wszyscy się uśmiechali i dziękowali, szukając wzrokiem najbliższego śmietnika.
W sali "iG" królował "League of Legends", "Tekken Tag Tournament 2" i "Tekken x Street Fighter". W tle cthulhiańskich gabarytów ekran 3D |
W tym roku dostali całą wielką salę, w której zwykle przesiadywała część komiksowej giełdy. MFK oddał im to pewnie bez żalu, bo pomieszczenie pokutuje swój rozmiar brakiem okien. Horda całymi dniami przesiadujących w jednym miejscu ludzi dawała się we znaki.
Byłem tam tylko chwilę, zerknąć na rzędy symultanicznie piorących się po wirtualnych gębach ludzi. Największym zaskoczeniem był monstrualny ekran, zajmujący 1/4 całej sali. Wyższy niż sam Marcin Podolec. Szerszy niż 10ciu Tomków Pstrągowskich. I to w 3D! Skromne biureczko z myszką i klawiaturą stojące przed ekranem wyglądało jak konsoleta stacji bojowej. W kartonie na biurku spoczywała sterta okularów 3D. Można było brać i ponapawać się, jak ktoś gra w Borderlands 2. Szyja bolała od próby ogarnięcia całego ekranu wzrokiem.
Komiksiary. Było ich prawie dwa razy więcej, ale część dziewczyn gdzieś mi uciekła. |
Zauważalnie większą prezencję miała też manga i anime. Po cichu boję się, że przed latami manga, niczym facehugger, włożyła swoją rurkę z kremem w twarz MFK i złożyła w nim jaja. Lada rok mały alien rozpruje festiwalowi brzuch, a wszyscy obecni makabrycznie krzycząc, padną na ziemie, konwulsyjnie wymiotując. Ale to tylko takie moje paranoiczne lęki.
Wszędobylscy cosplayowcy dodawali na pewno kolorytu festiwalowi. Mieliśmy nawet naszą żeńską, komiksową reprezentację. Dziewczyny przebrały się za postacie z "My Little Pony". Małe dzieci podbiegały do nich pytając, czy mogą im uściskać kopytko.
Spotkanie z Davem McKeanem. Czarujący i wygadany człowiek. |
Ale niezaprzeczalnie w zamku komiksu to właśnie komiks był królem. Piękne okładki na wystawach ciągnęły Cię za kołnierz, dawały w ryj i krzyczały "wyskakuj z mamony!" Pchlowa część giełdy mamiła rzędami kartonów po brzegi wypełnionymi komiksami, niedostępnymi już w sklepach. Autorzy na zmianę ogrzewali stołki przy stoiskach, autografując komiksy do zapalenia nadgarstka.
Mimo to jako-tako dotrzymałem swego tegorocznego postanowienia i nie wpadłem w nerdrerkerski szał. Kupiłem (prawie) tylko to, co mnie zainteresowało przed samym festiwalem. Zresztą, napiszę kilka słów o zakupionych komiksach w następnej notce.
Gala rozdania nagród. Głowa w dolnym, lewym rogu należy do Marcina "Kolca" Podolca, razem z Grzegorzem Januszem współzwycięzcy nagrody publiczności za najlepszy komiks roku. |
Po zwiedzeniu i kupieniu wszystkiego nastał wieczór, a wraz z nim gala wręczenia nagród i afterparty. I to była najbardziej niedorzeczna, MFKowa gala, w jakiej uczestniczyłem. Po przezabawnym filmiku z przepytywania losowych ludzi na Piotrkowskiej o komiks, uraczono nas falą nazwisk gości festiwalu, która trwała chyba z 5 minut, w czasie których NIC. SIĘ. NIE. DZIAŁO. Jedyną rozrywkę dostarczała kosmiczna ilość literówek. "Simona Sisleya" i "Briana Azzazello" powitały śmiechy i brawa rozentuzjazmowanej publiczności. Na scenę wszedł dyrektor festiwalu, Adam Radoń, i lekko podenerwowany przerwał kolejny klip, tym razem z obrad jury.
Nagrania zacinały się, a tłumacz tłumaczył co trzecią wypowiedź. Całość wiała strasznym dysonansem w porównaniu do profesjonalności poprzednich lat. Ale kto miał być nagrodzony, został nagrodzony, no i dobra.
Cameron Stewart unieśmiertelnia kobiecą urodę na włochatej klacie Johna McCrea. |
Kolejki po piwo i ustawianie sztalug na tradycyjny konkurs w rysowaniu miss festiwalu, który wygrała Katarzyna "Grażyna" Kruszyńska, znana szerzej jako Mazok.
Do legendy jednak przejdzie runda mistrzów, do której zostali zaproszeni Tony Sandoval, Simon Bisley, Cameron Stewart oraz John McCrea. Wszyscy skupili uwagę na Bisleyu, zastanawiając się, co tym razem mu odwali (w zeszłym roku całkowicie pijany bazgrał po pracach konkurentów i pokazywał faka publiczności), gdy wtem McCrea rzucił sztalugą o ziemię, zdjął koszulę i zaczął tańczyć. Stewart skontratakował to zdjęciem spodni i namalowaniem miss festiwalu na gołej klacie rysownika Hitmana. Skonfundowani Bisley i Sandoval robili swoje. Na koniec McCrea ucałował Simona, dzięki czemu dowiedzieliśmy się, że smakuje jak kurczak.
Potem rozdano nagrody za turnieje części growej, co było niesamowicie smutnym widokiem. Cała publika jak jeden mąż ustawiła się wężykiem po piwo, włącznie z dźwiękowcem, bo nawet nie ściszono muzyki. Wywoływano kolejnych zwycięzców, mających reprezentować nas na e-zawodach we Francji, a wszyscy gadali i pili. Nikt nie zwracał uwagi na scenę. Mimo to wróżę "iG", że z roku na rok będzie rozrastało się w cieniu swego starszego brata.
Bisley i Ret. Czyli Odyn i Thor. |
Gdy DJ dorwał się do konsolety, cała sala stanęła w ogniu. Tańczyli wszyscy. Rysujący i piszący. Wydający i wydawani. Sławni i początkujący. Tworzący i zwykli entuzjaści. Każdy mógł otrzeć się o jedne z największych w Europie i na świecie komiksowych sław. Powiedziałbym, że wszyscy stali się sobie braćmi i siostrami w tańcu, zrównując się na parkiecie, ale to zakrawa o komunizm.
Impreza była tak dobra, że rozwaliłem sobie okulary.
Poszliśmy spać.
Dzień 3 - Trup w pociągu.
Śledziu z rana. |
Nie, nie znaleźliśmy żadnego trupa w pociągu. Po prostu nie miałem pomysłu na tytuł epilogu.
Ostatniego dnia pobiegliśmy jeszcze z Agonem na panel Śledzia. Jeśli wszystkie jego nadzieje się spełnią, Chińczycy będą musieli ogłosić rok 2013 rokiem śledzia.
Zwinęliśmy śpiwory i wróciliśmy do swoich domów. Trochę smutni, jak zawsze, gdy kończy się dobry festiwal, ale naładowani końską dawką pozytywnej energii. Jak zawsze, gdy kończy się dobry festiwal.
Organizatorzy ogłaszają się, że za rok festiwal w Łodzi ma trwać 3 dni i zaczynać się już w piątek. To świetna wiadomość, bo wielu twórców niezasłużenie ma panele w niedzielę. A niedziela to dzień śmierci. Wszyscy się już rozjeżdżają i rzadko kto wpada na festiwal. A kto ma panel w niedzielę rano równie dobrze może pobiec na łąkę i zbierać kwiaty. Albo po prostu spać, jak każdy normalny człowiek po afterparty.
23 Międzynarodowy Festiwal Komiksów i Gier w Łodzi był zdecydowanie najlepszym festiwalem, na jakim byłem w tym roku. Odczuwałem wypalenie. Tegoroczne eventy komiksowe nie sprawiały mi takiej frajdy, jak kiedyś. Aż do MFK.
Cytując Kanistra:
"Festiwal roku
Każdego roku tak
Przyjaźń górą
Prawie haiku"
Każdego roku tak
Przyjaźń górą
Prawie haiku"
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCo do growej części - rozdanie nagród odbyło się po turnieju o tytuł miss gdyż spóźniliśmy się z rozegraniem swoich gier. No i ten, nie ma takiej gry jak Tekken x Street Fighter jeszcze, był Street Fighter x Tekken i zdecydowanie ciężko powiedzieć, żeby królował - po prostu akurat rozgrywany był turniej jak wszedłeś ;) Aha, rok temu turnieje bijatykowe były w tej samej sali.
OdpowiedzUsuńKot - Tak coś właśnie myślałem, że siedzieliście w tej samej sali. Ale w tym roku było tego chyba o wiele więcej. A SFxT akurat był grany ilekroć wchodziłem do sali.
OdpowiedzUsuńA co do rozdań nagród, to smutno. Pamiętasz, kiedy były rozdawane w zeszłym roku? Bo ja mam wrażenie, że na gali.
Był jakiś infozin? D:
OdpowiedzUsuńWspaniale, w tym roku chyba tylko goły McCrea mnie nie ominął.
Ima, ja pierwszego dnia rozglądałem się i też nigdzie nie mogłem znaleźć tego infozina, a drugiego dnia natknąłem się na niego zupełnie przez przypadek, bo leżał na jednym z siedzeń na panelu Śledzia.
OdpowiedzUsuńJak co roku gdy WY balowaliście i dogorywaliście, MY (Dyrektor Kasiński, Jarek Obważanek i ja) siedzieliśmy w biurze festiwalu składając eMeFKa NEWS (do 4 w nocy)! 300 sztuk sobotniego wydania rozeszło się w 15 minut. Niedzielne też poszło w całości już koło południa.
OdpowiedzUsuńWinietę do sobotniego numeru zrobił Spell, do niedzielnego Skarża. Taki inside joke. Autograf Imany był też w pierwszym numerze. Wrzucimy online na pamiątkę.
Damn, 15 minut! Nic dziwnego, że się nie załapałem.
OdpowiedzUsuńSpell - Tak, rok temu rozdanie było w trakcie gali. Jest z tym trochę przerąbana sprawa, bo musimy się z największym turniejem wyrobić w jeden dzień, żeby móc rozdać nagrody na gali :p
OdpowiedzUsuńdla koneserów moja winietka http://s8.postimage.org/k2j22nakz/emefkanews.png
OdpowiedzUsuńPo prostu kserują go za mało. ;)
OdpowiedzUsuńAle skany są w sieci. Legalne! ;)
http://www.facebook.com/emefkanews/photos_albums