środa, 7 sierpnia 2013

Zaroślak 2013 - turnus I




Niektórzy w wakacje jeżdżą zbierać truskawki. Albo wkopują sadzonki drzew. Może kelnerzą w jakiejś nadmorskiej restauracji. Ja jestem wychowawcą kolonijnym.

Z jednej strony - praca polegająca na ciągłym przebywaniu na świeżym powietrzu. Jeść dają. Spanie dają. Rysujesz, grasz sobie w RPGi i planszówki, turlasz kostkami i produkujesz taśmowo nowe pokolenie nerdów. I ci jeszcze za to płacą.

Z drugiej strony - nieraz ponad stówa dzieciaków na głowie, praca 24h na dobę - bieganie, machanie rękami, wrzeszczenie, organizowanie, opracowywanie sesji RPG, przygotowywanie zajęć i  wypisywanie dyplomów do drugiej-trzeciej w nocy. A to wszystko za psie pieniądze. Ale za nic bym się nie zamienił.

 Nazywam się wujek Harry. A to jest Zaroślak.

TURNUS I

 Niestety, nie mam żadnych zdjęć z I turnusu. Więc będziecie musieli zadowolić się tylko szkicami.




Jedną z przyjezdnych imprez na I turnusie były warsztaty balonowe. Przyjechał do nas niepozorny pan w skurzanej kurtce i uczył kręcić kwiatki albo miecze z balonów. A potem zrobił przedstawienie, które było tragikomiczne. Zastanawiam się, jak taki człowiek ląduje w tej branży. Wystarczy spojrzeć na mojego tatę (który, dla tych, co nie wiedzą, jest clownem) i widzi się autentyczną pasję i miłość do tego, co robi. Gdy patrzyłem na pana od warsztatów balonowych, zastanawiałem się - o czym myśli, gdy wpatruje się w biały sufit, tuż przed zaśnięciem?

A obok, Karolina, która była najbardziej ksywogenną kolonistką, jaką w życiu spotkałem. Na koniec turnusu była już nazywana "Niska syta nie umiem".




Żaczek (albo Żakuś, albo Żakiecik, albo Żakiet, zależy od pory dnia), czyli kolonistka, która paranoicznie bała się horrorów. O czym dowiedziałem się po tym, jak opowiedziałem jej namiotowi po ciszy nocnej jedną z najstraszniejszych historii, jaką wymyśliłem. Następnego dnia dostałem telefon od jej mamy z burą. Która, jak się okazało, była psychologiem. Rozbiłem bank.




Dominika spełniła swą groźbę i narysowała mnie jako całuśną księżniczkę.




Kadra po całym dniu wrzeszczenia na kolonistów relaksuje się w kanciapie po ciszy nocnej. U góry, od lewej: ciocia Sandra, ciocia Wafel (znana też jako Martyna), ciocia Oluta i ciocia Koń (przez resztę kadry nazywana Krupcią). Niżej, po lewej, ciocia Żurek i znowu Wafel i Oluta.
Żurek, kolonistka od wielu lat, przyjechała po raz pierwszy jako kadra pomocnicza (czyli po prostu praktykantka). Co było dla mnie małym szokiem poznawczym, bo zawsze znałem ją jako kolonistkę, a teraz siedziała z nami po ciszy nocnej, przeklinała razem z nami i miała ten niesamowity błysk w oku, kiedykolwiek trzeba było wyciągnąć jakiś namiot po ciszy nocnej na karę - za to, że byli głośni. Widziałem w jej drapieżnym uśmiechu i rozmarzonym spojrzeniu flashbacki z niejednej nocy, w której sama była wyciagana z namiotu na bieganie po placu za to, że gadały z koleżankami.
Prawie jak flashbacki z Wietnamu.




Żaby budowlańcy i pająk clown, bo - jak co roku - na moich zajęciach z rysunku popularność biła gra w rzut kością dwudziestościenną. Robicie listę 20stu zwierząt i 20stu zawodów, każdy rzuca dwa razy kostką i rysuje to, co mu wyjdzie - zabawa gwarantowana.




W połowie I turnusu przyjechało kilku nowych kolonistów. W tym Żurosia, siostra cioci Żurek (od teraz nazywaną ciocią Siostrą) i Szczepan. Jak on kiedyś wyląduje w kadrze, to nie będę miał szoku poznawczego - będę miał poznawczy zawał. Bo gram z nim w RPGi na Zaroślaku odkąd pamiętam, znam go od wielu lat i widziałem, jak dorasta i się zmienia. Huh.
W ogóle w przyszłym roku prawdopodobnie obrodzi nam w transformację kolonistów w kadrę. Jak dojrzałe owoce spadające z drzew prosto na kanapę w kanciapie.
Albo ewoluujące pokemony.





Grałem z chłopakami w Deadlandsy - czyli Dziki Zachód + magia + steampunk. Trafili do miasteczka, w którym golibroda prowadził eksperymenty na zwłokach. Wyrwały mu się spod kontroli i zamieniły wszystkich mieszkańców w zombie. Jedną z jego kreacji był powyższy stwór - sięgająca trzech i pół metra sterta pozszywanych zwłok z głową kaczki. Wokół miasteczka utrzymywała się gęsta mgła, w której gracze widzieli tylko zarys szybko przemykającej, wielkiej sylwetki. I jedyne, co słyszeli, to dobiegające zza kurtyny mgły kwakanie.
W tym miejscu pragnę dodać, że na Zaroślaku mieliśmy dwie tak zwane kaczkogęsi. Chłopaki do końca obozu nie patrzyli na nie już w ten sam sposób.




Natalia jest przeurocza. Pochodzi z Singapuru, mówi po angielsku i chińsku, ale dość słabo po Polsku. Jak ją spotkacie, poproście, żeby powiedziała "krecik".


Na razie poprzestaniemy na I turnusie, bo nie chcę stworzyć notki-olbrzyma (która w sumie i tak powstanie, bo mam kosmiczną ilość rysunków i zdjęć z II turnusu).

I pamiętajcie:


 Tika, huka, tuka, luka
ho ho ho hoooo~!



10 komentarzy:

  1. pfff tylko bura za straszne historie? żałosne. i żadni rodzice nie przyjechali po swoje dzieci przez to? wstydź się.

    OdpowiedzUsuń
  2. #Żaba evolved into Żabatron
    #It's awesome

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm... Coś mnie wewnątrz ruszyło gdy przeczytałem tekst o sobie. Szczera prawda, też się boję siebie w kadrze. :F
    -Janóż/Szczepan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczepan na moim blogu! The worlds has collided!

      Usuń
    2. Na obozie mówiłem ci że gratuluję asasyna (http://kreskotok.blogspot.com/2013/01/asasyn.html) i że gdzieś na granicy tego forum siedzę i inwigiluję cię. :> No fun allowed without myself.

      Usuń
  4. Panie kochany,mam pytanie.
    Czy będzie możliwość zakupu "Tramwajów" przez internety?

    OdpowiedzUsuń
  5. O jejuuu i te wasy <3 Swietne rysunki :3 - Zenek ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Jabba forever alive BUACHACHACHA
    Krecik

    OdpowiedzUsuń