niedziela, 19 października 2014

Zabawy wypalarką

 Zaczęło się od tego, że wpadłem na pomysł zrobienia sesji Warhemmera z pomysłem zerżniętym z "Jumanji". Wiecie, gracze znajdują grę planszową przeklętą przez Chaos i zaczynają się bagiety.

Więc.

Musiałem zrobić grę planszową.

Postanowiłem wypalić jakąś drewnianą szkatułkę. Okazało się, że Johnny, mój brat, ma wypalarkę od taty. Tyle, że ze Stanów, więc wtyczka do kontaktu był nie tego. Następnego dnia kupił przejściówkę i dawajesz. Wypalarka fest, z milionem wymiennych końcówek, smyra po drewnie jak po maśle. Po prostu marzenie.

Ale...czy ta wypalarka powinna rozgrzewać się do BIAŁOŚCI?

Po chwili słyszymy takie ciche

*pyk*

I wypalarka poszła do wypalarkowego nieba. Z miejsca przypomnieliśmy sobie, że napięcie w gniazdkach w Stanach jest chyba znacznie niższe, niż w tych Europejskich i urządzenie dostało zwyczajnie za dużo soku. I umarło.

Po chwili Johnny przypomniał sobie, że hej, on niepotrzebnie kupował przejściówkę. Przecież on MA przejściówkę! I to taką dobrą, z transformatorem!

*Krótkie oklaski dla Johnny'ego*

Na szczęście pożyczył jakąś wypalarkę od kolegi. Tyle, że ta nie była ze Stanów. Wyglądała, jakby była z Rosji. Z czasów stalinowskich. Wielka, nieporęczna i, o dziwo, różowa. Z jedną końcówką. Najgorszą końcówką, jaką w życiu widziałem. Ale dałem radę.

Dobra, koniec anegdot. Pora na zdjęcia!


Grę zrobiłem z walizeczki, którą też dostałem od brata. Wystarczyło tylko odkręcić od niej rączkę.


Po prawej plansza. Po lewej, na tym pustym prostokącie, leżały karty z opisami bagiet, które gracze dobierali po każdym rzucie kością.

Jakimś cudem połknąłem "w" w wyrazie "śmiałków". Więc w ramach spójności artystycznej zacząłem robić celowe błędy. Z czego urodziła się w mojej głowie historyjka analfabety, który, natchniony przez Mroczne Potęgi, wydziergał tę przeklętą grę.
To ja byłem tym analfabetą xD.

 Bardzo zadowolony z końcowych efektów Indigestuludusa, popłynąłem z falą i w ramach trzech prezentów urodzinowych kupiłem szkatułki na Jarmarku Dominikańskim i skatowałem je wypalarką.

 Pierwszym prezentem była szkatułka na Munchkina (dla niezorientowanych - taka nerdowa gra karciana).

Niestety nie znalazłem szkatułki w potrzebnym mi rozmiarze bez wzorka na wieku. Chociaż wzorek ładny, to zajął mi najlepsze miejsce w całej szkatułce.

Boki szkatułki. Wyglądają okropnie, bo cała skrzyneczka była polakierowana z zewnątrz. Przez co wypalone kreski mają dwa kontury - czarny od wypalenizny i biały od refleksów światła odbijanych przez lakier. :/

W sumie zmieściła się tu podstawka Munchkina z (chyba) trzema dodatkami i kilkoma kośćmi k10. Zostało nawet miejsca na jeszcze jeden dodatek.

 


 Prezent numer dwa - szkatułka dla kolekcjonera kości.

Nie, nie takich ludzkich.

Dokupiłem mu do niej jeszcze taką fajną, maciupką kosteczkę wielkości 7mm i kość z figurami pokerowymi na ściankach.



Prezent numer 3 - piórnik dla rysującej siostrzenicy.


Wypalone owoce już tam były, więc po prostu dojarałem im twarze.



Rodzina w komplecie


Zabawa wypalarką była fantastyczna, a zapach palonego drewna bardzo kojący. Pewnie znowu kiedyś do tego wrócę. I wam polecam zapoznanie się z tym medium.








6 komentarzy:

  1. <3 wszyscy na dzielni mi zazdroszczo pensyl kejsa <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, zazdroszczę Twoim graczom...

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tego wszystkiego najlepszy chyba ten munchkinowy ludek. c: A tej szkatułce z grą brakuje chyba jeszcze czegoś na wieku...

    PS: Daj kiedyś znać jak będziesz kiedyś w Warszawie, mam Tramwaje do podpisania! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Wawie na bank będę w maju na Komiksowej Warszawie. :D

      Usuń
    2. Can't wait! Do zobaczenia w takim razie. ;> Czas zapaść w sen zimowy...

      Usuń
  4. Spell, przynieś tą grę na warsztaty, będzie beka jak nic xD
    I widać, że serio jest fajna zabawa przy wypalaniu odznaczeń.
    Btw. na początku to myślałam, że się popłaczę ze śmiechu. Uwielbiam Twój styl pisania, serio xD

    OdpowiedzUsuń